REKLAMA
11.5 C
Siedlce
Reklama

Przeniesiona, czy skrzywdzona?

Choć nadawcy nie zależy na ukrywaniu tożsamości, to jego list okrzyknięto anonimem. Nauczycielka dostała dodatek do pensji, bo przeniesiono ją do pracy w miejscowości, w której mieszka.
Ta historia składa się z samych paradoksów.
Może właśnie dlatego wzbudziła tak wielkie emocje u radnych gminy Sokołów Podlaski.

Na światło dzienne wypłynęły kulisy konfliktu Haliny Podbielskiej, nauczycielki z gminnej szkoły w Czerwonce, z wójtem Ryszardem Domańskim. Nauczycielka nauczania zintegrowanego dwa lata temu pozwała wójta do sądu po tym, jak ten przeniósł ją ze szkoły w Czerwonce do podobnej placówki w Grochowie. Konflikt między nauczycielką a wójtem zaczął się, kiedy w Zespole Oświatowym w Czerwonce wybierano dyrektora. Konkurs wygrała Anna Wojtkowska. Halina Podbielska, nauczyciel mianowany, była członkiem komisji. Nauczycielka otwarcie skrytykowała sposób, w jaki wybierano nowego dyrektora. Kiedy potem wójt wystąpił do dyrektorów szkół w Czerwonce i Grochowie z wnioskiem o przeniesienie H. Podbielskiej, nauczycielka odebrała to jako zemstę z jego strony. Wójt swoją decyzję tłumaczył brakiem etatów w szkole w Czerwonce. Nauczycielka została przeniesiona na trzy lata. Jest mieszkanką Grochowa i przeniesienie do szkoły w jej miejscu zamieszkania było dla niej korzystne ze względów ekonomicznych. Paradoksalnie, zgodnie z Kartą Nauczyciela, w tej sytuacji należał jej się dodatek za przeniesienie w wysokości dwudziestu procent pensji. Już po roku wójt postanowił, żeby Halina Podbielska wróciła do szkoły w Czerwonce. To nie spodobało się nauczycielce, więc skierowała sprawę do Sądu Pracy. Nie chciała przed upływem trzech lat wracać do szkoły w Czerwonce. Skierowała więc pozew do sądu. Sprawę przegrała. Domagała się wypłaty należnego dodatku. Pieniądze zostały jej wypłacone, dopiero kiedy do gminy trafił nakaz Państwowej Inspekcji Pracy. Ostatecznie, do szkoły w Czerwonce musiała wrócić w ubiegłym roku. 

Tajemniczy nadawca oskarża 
List w tej sprawie, podczas ostatniej sesji przeczytał przewodniczący Rady Gminy, Andrzej Artych. Jak przewodniczący poinformował radnych, pismo było podpisane przez jednego z mieszkańców gminy, który nie chciał podawać do publicznej wiadomości swojego nazwiska. Zawierało wiele oskarżeń pod adresem wójta. Autor listu zarzucał R. Domańskiemu, że złamał prawo ingerując w sprawy kadrowe szkoły. Nadawca przekonywał, że zgodnie z prawem przeniesienie na wniosek wójta byłoby możliwe tylko wtedy, kiedy wynikałoby z potrzeb szkoły, do której nauczyciel jest przenoszony. W dalszej części listu autor starał się udowodnić, że w rzeczywistości, w żadnej ze szkół nie było powodów do przenosin. Dodatkowo ta decyzja kosztowała budżet gminy: w 2006 roku – 2090 zł rok później – 3512 zł. Inną konsekwencją było narażenie małych dzieci na zmianę wychowawcy. W liście można przeczytać też m.in. o rzekomych naciskach, jakie wójt wywierał na dyrektorki obydwu szkół w związku z przeniesieniem Haliny Podbielskiej oraz o próbach zabraniania dyrektorce z ZO w Grochowie wypłaty dodatku za przeniesienie. 

Urzędowa skarga czy anonim? 
Wielu radnych interesowało, kto jest autorem listu. Przewodniczący nie chciał odpowiedzieć na to pytanie. Poinformował jedynie, że nazwisko autora jest przeznaczone tylko do jego wiadomości. Na sali wywiązała się dyskusja. Radni stanowczo żądali, żeby przewodniczący ujawnił dane nadawcy pisma. Jednym z dopytujących się o tożsamość nadawcy był wójt Ryszard Domański. Zarzucił przewodniczącemu, że czyta pisma tendencyjne. – W liście, który pan przeczytał, nie opisano wszystkich okoliczności dotyczących tej sprawy. Czuję się w obowiązku spytać: kto jest autorem tego pisma? – dopytywał wójt. Autorowi listu zarzucił brak wiedzy dotyczącej problemu lub „celowe zatajenie” ważnych okoliczności. Większość obecnych nie wiedziała nawet, o co chodziło w opisywanym konflikcie. Jedynym rąbkiem tajemnicy uchylonym przez wójta była informacja o dalszym przebiegu sprawy. Jak powiedział R. Domański, zakończyły się już dwa procesy sądowe. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. Andrzej Artych zaproponował wójtowi, że poda mu nazwisko autora listu. Kiedy przewodniczący zamierzał pokazać pismo wójtowi, ten nie chciał na nie spojrzeć. Powiedział, że nie chce znać nazwiska nadawcy listu, bo jego autor zastrzegł sobie anonimowość i nie skierował kopii pisma do niego. Poznać nazwisko nadawcy wciąż bardzo chcieli radni. – Czy pan przewodniczący nie umie tego nazwiska przeczytać? – pytał jeden z radnych. Na ripostę ze strony A. Artycha nie trzeba było długo czekać. – Mam wątpliwości, czy umiałbym to rozczytać, podpis jest nieczytelny. Obecni na sali podważyli wiarygodność listu, którego nadawcy podobno nie można było odczytać. Uznali list za anonim, którym nie powinno się zajmować na sesji. 

Dwie wersje 
Ostatecznie nazwiska autora listu nie poznał ani wójt, ani radni. Jedyną osobą, która je znała do końca obrad, pozostawał przewodniczący. W biurze Rady Gminy znajduje się jedynie kopia pisma bez podpisu nadawcy. Pod pismem znalazła się adnotacja zastrzegająca nazwisko nadawcy do wiadomości przewodniczącego Rady Gminy. Nadawca prosił przewodniczącego o interwencję i o przekazanie kopii pisma przewodniczącym komisji: rewizyjnej i oświaty. Jak się dowiaduję w Urzędzie Gminy, listu, który przeczytał A. Artych, nie można traktować poważnie, bo nie ma podpisu. – To anonim, dlatego nie możemy go ani udostępniać, ani upubliczniać jego treści. Tym bardziej nie będziemy go rozpatrywać jako skargi, Nie ma też mowy o komentowaniu zarzutów zawartych w anonimie – mówi sekretarz Urzędu Gminy Małgorzata Koć. Z drugiej strony urzędnicy nie ukrywają, że list w pełnej treści, czyli z podpisem, ma w swoim domu przewodniczący, odsyłają mnie więc do niego. Andrzej Artych tłumaczy: – To nie był anonim, bo miał podpis. Nie był jednak przeznaczony do wiadomości radnych – mówi. Andrzej Artych zapytany, czy zamierza podejmować jakiekolwiek inne działania w tej sprawie, zaprzecza. Po chwili dodaje: – Nie, bo sądzę, że moją rolą było powiadomienie radnych. Nam udało się dotrzeć do nadawcy listu i skłonić go do rozmowy. Autorem pisma jest mąż nauczycielki, Sławomir Podbielski. – Jesteśmy z żoną spokojnymi ludźmi. Mamy dowody na łamanie prawa, chcieliśmy, żeby rada o tym się dowiedziała – mówi S. Podbielski.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najczęściej czytane

W nocy lepiej nie choruj

Zdarza się, że mieszkańcy powiatu mińskiego muszą jechać po...

80. lat LO w Łochowie (zdjęcia)

Liceum Ogólnokształcące w Łochowie im. Marii Sadzewiczowej w Łochowie...

87-latek z Siedlec liczył na szybki zysk, inwestując w ropę naftową

Siedlecki senior, skuszony „szybkim i pewnym zyskiem”, zainwestował oszczędności...

Grzybiarze, uważajcie na żmije!

Dziś do redakcji zgłosił się pan Daniel z Siedlec,...

Kolizja na DK19: 19-latka wyprzedzała ciężarówkę

W Mszannej (gm. Olszanka) 19-latka po tym jak wyprzedziła ciężarówkę, wpadła do rowu. Jej samochód koziołkował.

Żelków: Samochód uderzył w butlę gazową na prywatnej posesji

Na ul. Głównej w Żelkowie samochód osobowy wjechał w butlę gazową znajdującą się na prywatnej posesji.

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje