REKLAMA
6.1 C
Siedlce
Reklama

Białoruskie impresje

7 września Związek Polaków na Białorusi świętował 20-lecie istnienia. Kilkanaście dni wcześniej 4-osobowa delegacja z Siedlec zawiozła do Grodna fotografie naszego miasta, wykonane przez Piotra Tołwińskiego i pokazujące „Siedlce – miasto z tradycjami”. Po drodze do dawnego miasta królewskiego odwiedziła Szkołę Polską w Wołkowysku.

Związek Polaków na Białorusi został założony w 1990 r. Nie przez pomyłkę jednak obchodzi w tym roku 20-lecie działalności. Ta niezależna organizacja społeczna wywodzi się bowiem z istniejącego na Grodzieńszczyźnie od 1988 r. Polskiego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego im. Adama Mickiewicza – pierwszej legalnej organizacji polskiej na terenie ZSRR.

Od zwołanego w marcu 2005 r. VI Zjazdu ZPnB, na którym na przewodniczącą Związku wybrano Andżelikę Borys, organizacja ta ma 2 prezesów – A. Borys (nieuznawaną przez władze Białorusi) i Józefa Łucznika (nieuznawanego przez władze Polski). Ostatnio niełatwa i tak sytuacja ZPnB dodatkowo się skomplikowała, gdyż – jak to żartobliwie określili spotkani przez nas Polacy – nastąpiło „rozmnożenie przez pączkowanie, czyli rozłam u Andżeliki”.

Współpraca się opłaca


Uniwersytet im. Janki Kupały od 5 lat współpracuje z siedlecką Akademią Podlaską. Współpracę tę najlepiej widać na organizowanych na obu uczelniach międzynarodowych konferencjach z prelegentami z obu tych placówek czy na praktykach, które studenci chętnie odbywają na zaprzyjaźnionych uczelniach. Naszą delegację rektor Jewgienij Aleksiejewicz Rovba przyjął z iście królewskimi honorami. Wyjeżdżając z Grodna, nie mieliśmy wątpliwości, że mimo iż czasy królów dawno minęły, w dalszym ciągu jest to miasto… królewskie.

W 2009 r. katedra filologii polskiej, mająca swoją siedzibę na uniwersytecie, a jednocześnie będąca samodzielną jednostką, będzie obchodziła 20-lecie istnienia.

– Oficjalne zarządzenie o otwarciu katedry otrzymaliśmy 23 czerwca, jednak informacja faksem przyszła do nas jeszcze w maju. 20-lecie katedry będziemy jednak świętować 3 listopada, bo tego dnia nastąpiło uroczyste otwarcie katedry.

Katedra ma: piękne drzewo genealogiczne, pękatą, bogato ilustrowaną kronikę i bibliotekę, „lepiej wyposażoną niż niejedna w Polsce” – nie kryje dumy kierownik katedry, prof. Swietłana Musijenko. Ta z pochodzenia Ukrainka, ze względu na miejsce zamieszkania – „Białorusinka”, z zamiłowania – filolog polski, jest jednocześnie pracownikiem… Akademii Podlaskiej.

„Na początek dałam 2 tysiące woluminów ze swojego księgozbioru. Teraz mamy 10 tysięcy książek i… kłopoty z miejscem w bibliotece” – opowiada profesor. „Mamy prawie całą literaturę polską – zgodnie z programem nauki uniwersyteckiej. Nie możemy jednak nadążyć za nowościami wydawniczymi. No i brakuje nam „Słownika literatury polskiej XX w.” – dodaje. I szybciutko kieruje nas do założonego przez siebie muzeum ukochanej pisarki, Zofii Nałkowskiej.


Siedlecki mąż pani od „Medalionów”


Być może nie wszyscy wiedzą, że drugim mężem Zofii Gorzechowskiej primo voto Rygier, z domu Nałkowskiej był siedlczanin Jan Tomasz Jur-Gorzechowski  (ur. 21 grudnia 1874 w Siedlcach, zm. 21 czerwca 1948 w Anglii) – syn Henryka, powstańca z 1863 r. i Zofii z domu Tonkel-Ślepowron. Po ukończeniu sześcioklasowego gimnazjum w Siedlcach, kontynuował naukę w Wyższej Szkole Handlowej Leopolda Kronenberga w Warszawie. Karierę wojskową zaczynał jako bojownik OB PPS. W okresie międzywojennym był pułkownikiem WP i dowódcą żandarmerii. Potem awansował na dowódcę Straży Granicznej i generała brygady Wojska Polskiego.

Muzeum jest urządzone z gustem, smakiem i wyjątkową dbałością o oddanie klimatu epoki, w której żyła autorka m.in. „Medalionów”. O Z. Nałkowskiej prof. S. Musijenko może z błyskiem w oku opowiadać godzinami. Słuchamy zatem o będącym teraz w strasznym stanie domu, w którym mieszkała pisarka. („Piętro zniszczone na amen, ostatnim razem strach było tam wchodzić. Ale wciąż widać ślady piękna sali, opisanej w „Ścianach świata”), o rokrocznie organizowanych przez profesor wykładach i wycieczkach, śladem prototypów postaci z książek Z. Nałkowskiej. O Elizie Orzeszkowej, której dom i pomnik stoją niemal vis-a-vis katedry… ani słowa.


Gloria victis, czyli: Chwała zwyciężonym!


Parterowy, drewniany dom przy ulicy… Orzeszki przykuwa uwagę przechodniów odbywającymi się przed nim remontami. Jest kopią z 1979 roku XIX-wiecznego budynku, który został rozebrany po 1945 r. Niegdyś był to dom architekta J. Mjoziera, wybudowany na zamówienie starosty Tyzenhauza. Za czasów E. Orzeszkowej, która wprowadziła się tu po ślubie ze Stanisławem Nahorskim w 1894 r. i mieszkała aż do śmierci w 1910 r., w dwóch niewielkich pokoikach na poddaszu mieściła się tu tajna biblioteka z literaturą polską. Działał też „uniwersytet” czytania i pisania w języku ojczystym dla dzieci, a na poziomie szkolnym – historii i literatury polskiej. Gospodyni organizowała również podwieczorki, podczas których czytano dzieła poetów i pisarzy polskich. Sama dwa razy w tygodniu prowadziła wykłady z literatury polskiej i historii cywilizacji. Tu też napisała swoje ostatnie dzieło – „Gloria victis”.

Dziś w niedużym domku mieszczą się biblioteka Związku Pisarzy Białorusi i mała izba ku czci pisarki. W 1992 r. umieszczono przy wejściu tablicę pamiątkową. Kilka metrów dalej, przy tej samej ulicy, stoi jeszcze przedwojenny, bo z 1929 r., pomnik E. Orzeszkowej. Ocalał dzięki temu, że w czasie II wojny światowej został ukryty. Na obecnym miejscu jest od 1949 r.

Dziś mało kto pamięta, że Elise Orzeszko (pod takim nazwiskiem figurowała w wielu oficjalnych dokumentach) była polską kandydatką do literackiej Nagrody Nobla. W 1904 r. otrzymała nominację razem z Henrykiem Sienkiewiczem. Niestety, podział nagrody jest niezgodny z intencją fundatora. „Za cztery, pięć lat będzie można przyznać to wyróżnienie Elise Orzeszko” – napisał w uzasadnieniu przewodniczący Komitetu i sekretarz przyznającej te nagrody Akademii, Carl Wirsen. Niestety, w roku 1909 literacki Nobel został u Szwedów, a konkretnie u Selmy Lagerlöf.


Język polski z telewizora


Poznając poszczególne osoby – nieśmiało pytam o pochodzenie. Odpowiedzi bywają zaskakujące. Nasz opiekun w Grodnie, kierownik biura kontaktów międzynarodowych, Siergiej Liashuk mówi, że jest Białorusinem i… katolikiem (podobno na dzień dzisiejszy w Grodnie mieszka 70% katolików i 30% wyznawców prawosławia), ale siostra mamy jest Polką. Mieszka na Śląsku, gdzie wyjechała w ramach repatriacji… 

– Gdy rozmawialiśmy przez telefon, ustalając szczegóły naszego przyjazdu, nie zdradziłeś, że mówisz po polsku – zagaduje Siergieja rzecznik prasowy Akademii Podlaskiej i wiceprzewodniczący siedleckiej Rady Miasta,  Adam Bobryk.
– Bo nie pytałeś…

Kolega Siergieja, Igor Misiuro, który jest wykładowcą na wydziale sztuk pięknych grodzieńskiego uniwersytetu, też dobrze włada naszym językiem. Dlaczego? – zamiast odpowiedzi uśmiecha się szelmowsko. Prorektor Yury Rostisławowicz Bejtsuk, z którym przyszło nam jeść pożegnalną kolację, zapytany, czy jest Polakiem, jednocześnie kiwa głową i wypala: ja – nie, matatca… (matka ojca – przyp. Ana). Nasza przewodniczka, dr hab. Swietłana Kul-Selwierstowa, opowiadająca z wypiekami na twarzy o historii i archeologii Grodzieńszczyzny, biegle mówi po polsku. Nie kryjąc zachwytu nad tym, że pracuje w miejscu, gdzie są 52 pomniki historyczne na 25 km2), stanowczo podkreśla, że jest Białorusinką z dziada pradziada. Skomplementowana za znajomość języka polskiego, odpowiada: – Kiedyś przyjaciel zapytał mnie, skąd tak dobrze znam polski? – Z telewizora – odrzekłam.

Gdzie Lenin 4 razy stracił głowę

Jedziemy dalej. Sopoćkinie (Sapockin) to miasteczko dawnego województwa trockiego. W 1800 r. działało tu 7 browarów i 7 wiatraków. Prawie każdy mieszkaniec miał jakąś ziemię, z której się utrzymywał. W 1858 r. w Sopoćkinach były: kościół, cerkiew, poczta, masłobojnia (olejarnia) i sąd. W latach 70. XX w. Bohater Pracy Związku Radzieckiego, P. Bielakowa, stojąca na czele rejonu grodzieńskiego, robiła wszystko, żeby na zawsze wymieść polskiego ducha z tego kąta. Inwestowano w budowę: szkoły, budynku rady miejskiej, klubu, sklepu, baru piwnego i przystanku autobusowego. I pomnika Lenina w samym centrum miasteczka. Mieszkańcy Sopoćkin co rusz płatają mu figle, dewastując poszczególne elementy karłowatej postaci.

Głowę Lenin stracił tu 4 razy. Ostatnio miał obtłuczony nos. Póki nie dostał nowego – przez 2 miesiące Władimir Iljicz Uljanow stał z workiem na głowie. Inaczej jest w Grodnie. Tu jest i ulica Lenina, i pomnik – sąsiadujący z popiersiem Elizy Orzeszkowej. I tablica pamiątkowa z płaskorzeźbą Feliksa Dzierżyńskiego na jednym z budynków, informująca o mieszczącym się tu w sierpniu i wrześniu 1920 r. komitecie wojenno-rewolucyjnym. Ulicę im. Feliksa Edmundowicza znajdziemy tuż obok ulicy im. Adama Mickiewicza. Na Białorusi F. Dzierżyński jest uważany za bohatera narodowego. Jego nazwiskiem nazwano najwyższe (345 m) wzniesienie w tym kraju – „Dzierżynską Horę”.


Lekcja polskiego i historii

Sopoćkinie witają podróżnych katolickim krzyżem i budką białoruskiego pogranicznika. W odróżnieniu od innych w okolicy – mają nazwy ulic, w tym np. Jana Pawła II, wypisane w językach białoruskim i polskim. Nie znajdziemy tu jednak polskiej szkoły. Są tylko polskie klasy. Pierwsza z nich została utworzona w 1992 r. Pierwszą polską szkołę na Białorusi otwarto 4 lata później, w Grodnie. W 1999 r. pojawiła się szkoła polska w Wołkowysku, wyposażona przez Wspólnotę Polską. (Duże zasługi zarówno przy powstawaniu, jak i późniejszym wspieraniu tej placówki ma nieoceniony Jerzy Jacek Myszkowski – prezes Zarządu siedleckiego oddziału Stowarzyszenia Wspólnota Polska.) W listopadzie 2009 r. będzie obchodziła 10-lecie istnienia.

Dyrektor Ryszard Chudziak, mianowany na to stanowisko jeszcze podczas budowy szkoły, cieszy się, że z roku na rok rośnie liczba dzieci i młodzieży (bo chętni są w różnym wieku), pragnących uczyć się w tej szkole. Nie ukrywa jednak, że od września 2007 ma to związek z Kartą Polaka. Jednym z 3 warunków jej uzyskania jest bowiem przynajmniej podstawowa znajomość języka polskiego. Gdy byliśmy w Wołkowysku, dyrektor R. Chudziak żył dwudniowym wyjazdem czwartoklasistów, w tym swojego wnuczka, do Augustowa. – Po raz pierwszy jedzie do Polski – nie krył wzruszenia dumny dziadek. Śmiało zasugerował też, że jego placówce przydałaby się… kosiareczka, by mógł w dalszym ciągu – jak rok temu – zajmować I miejsce w obwodzie grodzkim w konkursie na najładniejsze otoczenie szkoły. Miłą pamiątką ubiegłorocznego triumfu jest komputer – tak przydatny we współczesnej edukacji.

Dla nas lekcją historii była tego dnia wizyta w dworku tzw. Domu Piotra Iwanowicza Bagrationa (rosyjskiego generała piechoty, bohatera I wojny ojczyźnianej w 1812 r.), w którym dzisiaj mieści się muzeum historyczno-wojskowe. Zgromadzono tu eksponaty od  wykopalisk archeologicznych, prowadzonych na terenie Wołkowyska i okolic po ślady II wojny światowej. Po tej wielowiekowej wycieczce w przeszłość przyszedł czas na spotkanie z teraźniejszością, czyli z przedstawicielami Wołkowyskiego Komitetu Wykonawczego, na czele z zastępcą przewodniczącego, Igorem Aleksiejewiczem Kaszkiewiczem. 

 

 

 

 

 


W drodze do Grodna pojechaliśmy na cmentarz powstańców styczniowych z 1863 r. i żołnierzy Wojska Polskiego, poległych w latach 1919-1920. Odwiedziliśmy też michalitę ks. Mariana Chamienię, proboszcza p
arafii Trójcy Przenajświętszej przy ulicy Sowieckiej w Szydłowiczach. ”Pamiętam, jak się urodziłem” – zaczął ks. Marian, a my zaniemówiliśmy z wrażenia. Było to w 1957 r., w Mosznie. „Jak to było? – tak samo jak u każdego” – dokończył z rozbrajającym uśmiechem. Rok później rodzice w ramach repatriacji wyruszyli przez Puck do Kościszewa koło Malborka. Święcenia kapłańskie ksiądz Marian przyjął w 1990 r. w Lublinie, z rąk Ojca Świętego Jana Pawła II. Tuż po nich został proboszczem w Szydłowiczach. Dwa lata później dołączyła do niego pochodząca z Białej Podlaskiej s. Eligia ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego. „Odkąd tu jestem – trwa tu nieustanny remont” – westchnął ks. Marian nie tylko do Boga, ale i do nas – z prośbą o pomoc finansową dla prowadzonych prac modernizacyjnych.


Boski Kanał Augustowski


Pagórkowata droga za Sopoćkiniami wyrównuje się. Lasy, czające się w nich polskie wioski, małe i w większości zamieszkałe przez ludzi starszych. Bieda wieku i nędza rzeczywistości.

Docieramy do Kanału Augustowskiego, który łączy Niemen z Wisłą poprzez: Jeziora Augustowskie, Biebrzę i Narew. Długość tej wodnej trasy wynosi 102 km, z czego 25 km po stronie Białorusi. W sezonie letnim kursują tu prom i parowiec. Są też organizowane spływy kajakowe. Kanał ma 18 śluz, z czego 4 na terytorium Białorusi. Odcinek białoruski został zrekonstruowany w latach 2004-2005. Odbudowę kanału przeprowadzono na podstawie XIX-wiecznych rysunków i planów.

Zachowano pierwotny wygląd śluz, wykorzystano metody umocnienia koryta, opracowane jeszcze za czasów kierującego budową Ignacego Prądzyńskiego. Idea budowy tej wodnej arterii narodziła się w głowie błyskotliwego finansisty, ekonomisty Królestwa Polskiego, Franciszka Druckiego-Lubeckiego. To on obliczył, że bardziej opłaca się zbudować kanał, niż płacić Prusakom cło za przewożenie towarów do bałtyckich portów. Warunki były niełatwe, często trzeba było wykonywać prace dodatkowe, dlatego też rok pracy przy budowie kanału zaliczał pracującym tu więźniom 5 lat więzienia… Budowę rozpoczęto w 1825 r. Kosztowała ponad 2 mln rubli.

Japońska technologia carskiego fortu

Niedaleko Kanału Augustowskiego leży wieś Naumowicze, a tuż przy niej fort – najlepiej zachowana budowla fortyfikacyjna Warowni Grodzieńskiej. Podobno wybudowali go japońscy oficerowie. Ta monumentalna budowla z dzikiego kamienia i betonu ma nadziemne i podziemne kondygnacje oraz komorę do przechowywania amunicji. Fasada centralna fortu liczy 150 m długości. Grubość ścian waha się od 1,5 do 2 m. Ruiny takich fortów znajdziemy też we wsiach Zagorany i Ulkowce.

W latach 1941-1943 rozstrzelano tu ponad 3 tysiące osób – mieszkańców Grodna i okolicznych wsi oraz zakładników ze wschodnich regionów Polski. Dla uczczenia ich pamięci na wzgórzu obok fortu postawiono figurę Matki Bolejącej. W 1990 r. pojawiły się krzyż i płyta z czarnego marmuru, na której umieszczono nazwiska poległych przy forcie mieszkańców: Lipska, Grodna i okolic Biebrzy.

Zapomniana perełka architekta Jego Królewskiej Mości

My tymczasm udajemy się do Świacka, który w połowie XVI w. był w posiadaniu F. Wołłowicza i Wielomowskiego. Później wieś należała do osoczników (nazwa od osaczania dzikiego zwierza), wykorzystywanych podczas królewskich i możnowładczych łowów. Z biegiem czasu Wołłowiczowie stali się jedynymi właścicielami Świacka. W 1779 r. kupili sąsiednie majątki i zaczęli wznosić pałac rodowy. Okazały, barokowo-klasycystyczny dwór zaprojektował architekt Jego Królewskiej Mości, Giuseppe de Sacco. Na postawie wykonanych przez niego szkiców pobudowano ściany i kominy oraz zroniono: drzwi, wazony i pałacowe meble. Do zdobienia wnętrz zaproszono malarzy T. Mańkowskiego i A. Smuglewicza, którzy zastosowali tu… malarstwo iluzjonistyczne.

W drugiej połowie XIX w. majątek Wołłowiczów rozpadł się na 5 części, a Świack stał się własnością J. Górskiego. Pod koniec XIX w. dobra świackie odsprzedano kupcom żydowskim. Zdewastowane podczas I wojny światowej budynki, za czasów polskich zostały odkupione przez państwo, a grunty – rozparcelowane. Pałac kupił Departament Zdrowia Rządu Polskiego, poszukując dobrego miejsca na sanatorium dla ludzi bohemy. Świackie sanatorium było znane poza granicami Polski. Po wojnie mieściła się w pałacu jednostka ochrony granicy, a od 1945 r. ponownie sanatorium, tyle że… przeciwgruźlicze.

Dzisiaj pałac popada w ruinę i zapomnienie, czekając na bogatego inwestora, którego będzie stać nie tyle na wyremontowanie, bo pomnika I kategorii nie można remontować, ile na zrekonstruowanie pałacu. Miejmy nadzieję, że zdąży przed nieubłaganie upływającym czasem…  

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najczęściej czytane

Wsparcie dla bliskich Darii. 34-latka zginęła w wypadku

W wypadku drogowym w miejscowości Sionna zginęła siedlczanka Daria...

Zwłoki 14-latka z Siedlec w pensjonacie w górach. Czy to ojciec zabił syna?

To przedsiębiorca z Siedlec miał zamordować swojego 14-letniego syna...

Siedlce: Będzie remont Terespolskiej, ale…

Siedleccy radni przyjęli zmiany w Wieloletniej Prognozie Finansowej na...

26-latek zjechał z drogi i uderzył w drzewo

29 października około godziny 18.30 między Konorzatką a Adamowem...

Co się stało z parkingiem przy cmentarzu?

Odwiedzający nie kryją oburzenia. Brak miejsca do zaparkowania. Odwiedzający groby...

Utrudnienia w ruchu w centrum Siedlec

W piątek i sobotę siedleckich kierowców czekają niewielkie utrudnienia...

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje