Najpierw wielki pozar, teraz protesty mieszkanców okolicy. Sasiedzi piekarza z ulicy Armii Krajowej w Lukowie nie czuja sie bezpieczni w okolicy piekarni. Pozar piekarni, który wybuchlw polowie wrzesnia, gasily trzy zastepy strazaków. Ubrani w maski gasili poddasze i równoczesnie bronili przylegly budynek przed zapaleniem sie. To byla trudna akcja, pomieszczenia byly bardzo zadymione. Ratownicy musieli rozcinac dach, rozbierac niektóre elementy budowli. Ostatecznie piekarnie udalo sie uratowac. Spalilo sie okolo 200 metrów poddasza krytego: eternitem, papa i blacha. Splonela czesc piekarni razem z wyposazeniem. Straty oszacowano na 100 tysiecy zlotych, wartosc uratowanego mienia to okolo 600 tysiecy zlotych.
Protest sasiedzki
Sasiadom piekarni zbudowanej na posesji za prywatnym domemw okolicy, gdzie mieszcza sie tak zwane dzialki rzemieslnicze, juz znudzil sie roznoszacy sie w promieniu kilkuset metrów zapach pieczonego chleba. Ludzie zaczynaja protestowac przeciwko piekarzowi. Tomasz Kozlowski mówi, ze zaden z sasiadów jego brata – to na jego posesji stoi piekarnia – dotychczas nie mial do niego o nic pretensji.
– Pozar w piekarni jest zagrozeniem bezpieczenstwa mieszkanców okolicznych posesji, szczególnie budynku, który bezposrednio przylega do piekarni – pisza w liscie do naszej redakcji sasiedzi piekarza.
Zarzuty, jakie stawiaja piekarni, to: wydobywajace sie z budynku opary ze spalanego oleju opalowego, magazynowanie paliwa do pieców wewnatrz budynku, w duzych zbiornikach, w bezposrednim sasiedztwie srodków do wypieku pieczywa.
– Studzienki burzowe sa niedrozne, zapchane odpadami z piekarni. Przez to na ulicy obok piekarni wciaz jest kaluza, z której sa roznoszone nieczystosci. Za posesja wciaz sa wyrzucane smieci. Gdzie sluzby typu: sanepid, ochrona srodowiska i nadzór budowlany? – pytaja mieszkancy osiedla.
Wlasciciel piekarni w rozmowiez nami juz na wstepie pokazuje pisma z pozwoleniami i pozytywne opinie sluzb i instytucji. – Nic do mnie nie ma straz pozarna, sanepid, inspekcja pracy, ani nikt, a ja nie chce z sasiadami sporu – podkresla w rozmowie.
Piekarz mówi, ze nie rozumie pretensji sasiadów, bo budynek powstal przy pelnym porozumieniu. Wlasciciel budynku przylegajacego byl od poczatku swiadomy, ze za sciana bedzie piekarnia. – Wszystkie domy sa w jakis sposób ogrzewane. Gaz i wegiel emituja jeszcze gorsze opary na zewnatrz budynku niz mój olej, a paliwo do pieców jest przechowywane i eksploatowane wedlug najnowoczesniejszych technologii – przekonuje T. Kozlowski.
Jedynym zarzutem, do którego przyznaje sie wlasciciel piekarni, jest zapchana studzienka sciekowa, ale równoczesnie mówi, ze to nie jego wina: – Juz dwa lata temu zglaszalem ten fakt PUIK-owi – odpiera.
Tomasz Kozlowski zapowiada, ze wszystkie problemy sasiadówz piekarnia oraz pretensje ze strony wlascicieli przyleglych dzialek skoncza sie juz w grudniu. Wtedy przenosi zaklad na ulice Lapiguz, gdzie piekarnia ma juz nikomu nie przeszkadzac. Przy ulicy Armii Krajowej ma pozostac tylko pracownia cukiernicza.
Pozar wybuchl 14 wrzesnia. Strazacy nie znaja jego przyczyn. Rzecznik KPPSP, Szczepan Golawski, zapytany o powód powstania ognia, odsyla nas do policji, która prowadzi dochodzenie w tej sprawie. Na razie nic nie udalo sie ustalic.