Rok temu, gdy zakładała przedszkole, przecierała szlaki. W niektórych instytucjach sami urzędnicy nie wiedzieli, jak się do tego zabrać.
Gdy Agnieszka Głasek pojawiała się u nich,
musieli sprawdzać ustawy i rozporządzenia.
Często na dzień dobry słyszała, że byli już przed
nią tacy, co próbowali, lecz im się nie udało.
A jej tak! Stworzyła pierwsze prywatne przedszkole w powiecie garwolińskim. „Puchatkowo” właśnie obchodzi pierwsze urodziny! W przedszkolu jest
teraz 40 dzieci i nie ma już wolnych miejsc.
Powstała nawet lista oczekujących na przyjęcie.
Do Przedszkola Niepublicznego „Puchatkowo” w Lipówkach trafiają dzieci z całego powiatu garwolińskiego. Większość jest z gminy Pilawa. Dużo jest również dzieci z miasta i gminy Garwolin, ale trafią tu też maluchy z dość odległej gminy Miastków Kościelny.
Agnieszka Głasek przez długi czas pracowała w finansach. Z wykształcenia jest zresztą ekonomistką. Gdy urodziło się jej pierwsze dziecko, zastanawiała się, jak stworzyć córce najlepsze warunki do rozwoju. Myślała o przedszkolu, ale wiedziała też, że są problemy z dostaniem się do takiej publicznej placówki. Wymyśliła, że skoro kolejki są tak długie i istnieje spore zapotrzebowanie na tego typu usługi, to można połączyć przyjemne z pożytecznym. To, że pani Agnieszka lubi dzieci, widać już na pierwszy rzut oka. Zresztą, mówią o tym również rodzice „jej” przedszkolaków.
Przez długi czas pracowała w finansach. Z wykształcenia jest zresztą ekonomistką. Gdy urodziło się jej pierwsze dziecko, zastanawiała się, jak stworzyć córce najlepsze warunki do rozwoju. Myślała o przedszkolu, ale wiedziała też, że są problemy z dostaniem się do takiej publicznej placówki. Wymyśliła, że skoro kolejki są tak długie i istnieje spore zapotrzebowanie na tego typu usługi, to można połączyć przyjemne z pożytecznym. To, że pani Agnieszka lubi dzieci, widać już na pierwszy rzut oka. Zresztą, mówią o tym również rodzice „jej” przedszkolaków.
Przyszła właścicielka i dyrektorka miała do dyspozycji dom w stanie surowym. W nim właśnie postanowiła stworzyć przedszkole. Zaczęła się wędrówka od urzędu do urzędu. Musiała bowiem spełnić mnóstwo wymogów formalnych, począwszy od sanitarnych, bezpieczeństwa po wysokość pomieszczeń itd. – Niektórzy urzędnicy rzeczywiście byli sceptycznie nastawieni do mojego pomysłu – mówi A. Głasek. – Później, gdy przedszkole już istniało, część z nich gratulowała mi się, że się udało.
Do powodzenia tego przedsięwzięcia potrzebne były też pieniądze, i to spore, bo dom należało wykończyć, a następnie urządzić go zgodnie z wymogami. W tym przypadku A. Głasek nikt nie pomógł. – Nic na loterii nie wygrałam – mówi. – Żeby sfinansować inwestycję, musiałam po prostu zaciągnąć kredyt.
Jak sama mówi, nie jest to wyłącznie pomysł na biznes. – Jeżeli ktoś chce to traktować w ten sposób, to lepiej niech sobie poszuka innego sposobu zarabiania pieniędzy – dodaje.
Jej przedszkole jest czynne od godziny 6.00 do 18.00. Są tu przyjmowane dzieci w wieku od 2 do 5 lat. Miesięczny koszt, jaki ponoszą rodzice, to 400 złotych plus 6,5 zł opłaty żywieniowej. W ramach stawki mają nie tylko całodzienną opiekę, pomoce i artykuły papiernicze, ale również zajęcia z: rytmiki, tańca, gimnastyki korekcyjnej, języka angielskiego. Są również zajęcia z logopedą – zarówno zbiorowe, jak i indywidualne, z każdym potrzebującym tego dzieckiem. Właśnie z takiego bogatego programu, które w państwowych placówkach są zajęciami dodatkowymi, bardzo zadowoleni są rodzice przedszkolaków. – Gdy swoim koleżankom w Warszawie mówię, jakie są zajęcia i ile to kosztuje, to nie chcą mi uwierzyć – mówi Katarzyna Piłka, mama 5-letniej Danusi. – Jasne, że Lipówki to nie Warszawa, ale poziom przedszkola na pewno jest porównywalny.
Pani Katarzyna informację o placówce z Lipówek znalazła, przeglądając strony internetowe (teraz przedszkole ma własną: www.puchatkowo.eu) . Zadzwoniła, umówiła się i zaufała. Teraz jak sama mówi, „złego słowa powiedzieć o przedszkolu nie może”. Bardziej nieufna była z kolei Anna Głowacka, mama 4-letniego Ksawerego. – Rzeczywiście, dzwoniłam po kilka razy dziennie, codziennie rozmawiałam też z panią Agnieszką – mówi A. Głowacka. – Niełatwo jest powierzyć komuś swoje dziecko, szczególnie nowej placówce. Z biegiem czasu i po obserwacjach nabrałam zaufania i teraz jestem spokojniejsza.
Zmorą rodziców, dowożących swoje dzieci, jest jedynie droga, prowadząca do przedszkola. Jest to co prawda krótki odcinek, ale w czasie roztopów trudno nim przejechać.