Za nami 64. Siedleckie Zaduszki Jazzowe w wypełnionej po brzegi sali widowiskowej „Podlasie”.
W sobotni wieczór 4 listopada odbyła się kolejna edycja tych jednych z najstarszych zaduszek jazzowych w Polsce. Było, jak na tę porę roku przystało, głównie wspominkowo. Piotr Baron ze swoim kwintetem przybliżyli podaną na jazzowo muzykę Zbigniewa Wodeckiego, który – jak przekonywał lider – był wybitnym, godnym Broadwayu kompozytorem. Zespół wykonał nieoczywiste aranżacje mniej i bardziej znanych piosenek Wodeckiego, choćby „Izoldę” i „Z tobą chcę oglądać świat”.
Z kolei warszawski sekstet Dixie Fellows (z pochodzącym z Łukowa trębaczem Andrzejem Chajkowskim na pokładzie) oddał hołd gigantowi jazzu Louisowi Armstrongowi. Panowie, którzy, jak zdradził łączący konferansjerkę z grą na klarnecie i pianinie oraz śpiewem Michał Pijewski, mają razem… 426 lat, zagrali muzykę ciepłą i radosną. Choć i tu nie zabrakło bardzo znanych utworów (choćby „Ramona” czy „What A Wonderful World”), grupa zaoferowała słuchaczom przede wszystkim muzyczną biografię wielkiego Satchmo.
Tegoroczne zaduszki zakończyła polska legenda jazzu nowoczesnego – grupa Walk Away. Istniejący już 38 lat kwartet perkusisty Krzysztofa Zawadzkiego zaczął od swojego „hymnu” – bardzo energetycznych „Leśnych Małpic”, którymi otwierał swój występ na Jazz Jamboree 1985. A potem zabrzmiał głównie materiał z najnowszego krążka „Flower Power”. Było elektrycznie, przestrzennie i klimatycznie.
Zdjęcia: Bartosz Szumowski.
Jakość zdjęć urąga zacnej redakcji. Byle było. Byle do kasy.