27 czerwca po południu w Zakładzie Opiekuńczo Leczniczym w Krynce zmarła Maria Balińska. Wieloletnia dyrektorka Łukowskiego Ośrodka Kultury i kierowniczka łukowskiego Kina Oaza. Do przejścia na emeryturę charakteryzowała ją niespożyta energia i dziesiątki najróżniejszych pomysłów.
Nie ma przesady w stwierdzeniu, że Maria Balińska była człowiekiem renesansu. Z łukowską kulturą była związana od lat 80. Jednakże tuż przed ustrojowym przełomem lat 89/90 odeszła z Łukowskiego Ośrodka Kultury i kilka lat pracowała w sąsiednim powiecie. Powróciła po wygranym konkursie dyrektorskim, który w ŁOK-u w 1991 r. ogłosił ówczesny burmistrz miasta. Od jej powrotu, a szczególnie po przejęciu przez miasto budynku dawnego Komitetu Miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i przekazaniu go ŁOK-owi, ośrodek kultury zaczął buzować imprezami.
Maria Balińska stawiała na lokalny teatr, były koła recytatorskie, plastyczne, fotograficzne, modelarskie… Konkursy recytatorskie, nawet prezentacje poezji żydowskiej. Utworzyła ona istniejącą do dziś Galerię „PROwizorium”, w którym przynajmniej raz w miesiącu odbywały się wernisaże prac plastycznych różnych twórców. W wakacje wraz ze współpracownikami organizowała półkolonie dla dzieci przebywających latem w mieście, a nawet kilkunastodniowe, wyjazdowe plenery malarskie w różnych częściach kraju. Na scenie ŁOK-u koncerty grały zarówno grupy zawodowych aktorów scen warszawskich i lubelskich, ale także kapele rockowe i.in. Starała się zapewnić dobry klimat do rozwoju twórczości muzycznej zespołom z Łukowa, Radzynia, Ulana czy Siedlec. To za czasów Marii Balińskiej na scenie ŁOK-u wystąpił obecny nasz redakcyjny kolega, Tomasz Markiewicz z grupą „Silver Points”. Grały tu też topowe kapele krajowe, kabarety i in., np.: „Daab”, „Big Cyc”, „Farben Lehre”, „Gaga”, „Sexbomba”, „Closterkeller”, „Ankh”, kabaret „Otto”, kabaret Krzysztofa Daukszewicza… W ŁOK-u odbył się pierwszy w mieście koncert Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Maria promowała też regionalne zwyczaje i kulturę ludową. Współpracowała z tkaczkami, garncarzami, ludowymi malarzami i rzeźbiarzami. Na potrzeby zorganizowanych w ŁOK-u warsztatów tkackich oddała nawet własny gabinet dyrektorski, do którego wstawiono prawdziwe, wielkie, drewniane krosna. Na placu za budynkiem poleciła natomiast ustawić tzw. piec węgierski, w którym młodzież miała okazję wypalać wykonane z gliny naczynia i inne wyroby garncarskie. Rokrocznie były w ŁOK-u prezentacje tradycyjnych potraw i wypieków. ŁOK pod kierownictwem Marii był jednym z organizatorów Międzynarodowego Pleneru Malarskiego dla Polonii Świata. Z inicjatywy dyrektorki LOK-u przez parę dziesiątek lat w Stoczku Łukowskim organizowano w formie przeglądu Sejmik Teatrów Wiejskich. Za czasów Mani, jak ją ciepło nazywali współpracownicy i przyjaciele, sejmiki ta de facto miały poziom imprez ogólnopolskich.
To wszystko przyczyniło się do wywindowania ŁOK-u z płaszczyzny miejskiego domu kultury do poziomu placówki, ponadpowiatowej, a nawet regionalnej. Łatwo będzie snuć wspomnienia, bo ŁOK zawdzięcza też Marii Balińskiej bogato okraszone fotografiami liczne tomy kronik placówki.
Dyrektorka ŁOK-u starała się też podążać za współczesnością. Jako jedna z pierwszych w Łukowie ukończyła podyplomowe studia z zakresu… funduszy europejskich! I wiedzę starała się przekuwać na praktykę pozyskując z zewnętrznych źródeł pieniądze na różne działania kulturalne. Współpracowała stale z lokalną prasą nie faworyzując zbytnio nikogo z dziennikarzy, ale też okazując sporą pomoc redakcji pierwszej miejskiej gazety w latach 90. – „Głosu Łukowa”. Była aktywną działaczką Towarzystwa Przyjaciół „Głosu Łukowa”, a w pewnym okresie także jego prezeską. Wraz z kilkoma innymi osobami zainicjowała działający przez pewien czas Łukowski Klub Dziennikarski, który zrzeszał osoby pracujące w lokalnych i regionalnych mediach i dawał im płaszczyznę współpracy na rzecz coraz lepszych materiałów dziennikarskich oferowanych czytelnikom i odbiorcom.
W drugiej połowie lat 90. Maria Balińska pełniła funkcję radnej Rady Powiatu Łukowskiego. Jak więc widać była zaangażowana na różnych polach, była człowiekiem wielu talentów i kilku profesji. Lubiła ludzi. Zjednywała sobie wszystkich, ale najciekawiej rozmawiało się jej – jak niejeden raz powtarzała – z „pozytywnymi wariatami”. Sama też mała artystyczną, zakęconą duszę. Popalała fajkę, czasami ubierała się niecodziennie… Zawsze chciała przysłużyć się polskiej nauce, a w szczególności medycynie. Dawno temu podpisała umowę ze Śląską Akademią Medyczną (teraz Śląski Uniwersytet Medyczny), żeby placówka ta po jej śmierci przeznaczyła jej ciało do zajęć dla studentów. Nikt z jej znajomych i przyjaciół, którzy znali te plany, nie sądził, że ich realizacja jest tak realna. Chociaż zdrowie od jakiegoś czasu doskwierało Mani, to jej śmierć spadła na wszystkich nagle. Kilka dni temu umawiano się z nią na weekend.
Gdyby Maria Balińska nie zmarła dziś o godz. 13.40, za dwa dni świętowałaby swe 75 urodziny. W obecnej sytuacji, w urodziny Marii Balińskiej łukowianie, dla których była jedną z najbardziej rozpoznawalnych i szanowanych mieszkanek miasta, będą mogli ciepło wspominać o niej i jej niezaprzeczalnym wkładzie w rozwój kulturalny miasta.
Piotr Giczela
Moja ulubiona Sąsiadka z Warszawskiej 2.
Prywatnie Pani Maria była raczej introwertyczna i trzeba było nieco zaangażowania aby poznać ją bliżej i otworzyć się na jej ekscentryczność.
Ze świecą dziś szukać tak pozytywnych, zaangażowanych, bezinteresownych ludzi.
Uważam, że Panią Marię należy odpowiednio uhonorować i w miarę możliwości (o ile zgodzą się na to najbliżsi) uroczystości pogrzebowe powinny mieć charakter oficjalny.
Pani Maria pracowała w łukowskiej kulturze już w latach 70. ubiegłego stulecia, w ówczesnym PDK-u (Powiatowy Dom Kultury). To czasy zapomnianych już chyba dyrektora Bogusława Słodkowskiego, Stefana Szaniawskiego, Danuty Galińskiej…