REKLAMA
1.3 C
Siedlce
Reklama

Nieznany, wojenny epizod ze 100-letniej historii dworu w Ostrówku

Nieznana historia dworku w Ostrówku. Opowiedział nam ją pan Janusz Kubicki z pobliskiego Opola Nowego. A przedstawia losy jego matki, która w czasie II wojny światowej, właśnie na dworze w Ostrówku znalazła schronienie, dzięki czemu uniknęła niemieckiej wywózki na przymusowe roboty.

Jestem tutaj dzisiaj nie tylko dlatego, że mieszkam w sąsiednim Opolu Nowym – mówi Janusz Kubicki. – Przyszedłem na otwarcie dworu w Ostrówku, bo to miejsce ma dla mnie wielką wartość sentymentalną. Wiąże się bowiem z wojennymi losami mojej rodziny. Losami dramatycznymi, ale właśnie dzięki pałacowi, a raczej jego ówczesnym właścicielom, losami ze szczęśliwym końcem.

Pan Janusz opowiada nam historię, jakich zapewne sporo wydarzyło się w czasach hitlerowskiej okupacji. Bo dwory zawsze dawały ludziom schronienie, często ratowały im życie.

– Tak właśnie było z moją mamą, która w czasie okupacji była młodą dziewczyną – mówi Janusz Kubicki. – Już na początku wojny mama, Klaudia Kubicka wraz z rodziną, trafiła do dworu w Ostrówku. Schroniła się tutaj, bowiem Niemcy chcieli ją wywieźć na roboty. Co najmniej dwa razy uniknęła wywózki. Wszystko dzięki ówczesnemu dziedzicowi tego majątku, Stanisławowi Lipińskiemu.

Majątek liczył wówczas ponad 350 hektarów. Dwór w obecnym kształcie został wybudowany w 1923 roku, ale powstał prawdopodobnie w wyniku rozbudowy starszej siedziby. Jej fragment przetrwał jako przybudówka nowszego budynku. W czasie wojny dwór był centrum okolicy.

– Niemcy dowiedzieli się, choć nie wiem, w jakim momencie, że mama przebywa w dworze – opowiada pan Janusz. – Dziedzic uratował ją od wywózki, wręczając Niemcom łapówkę. Dawał mamie i jej rodzinie codzienną opiekę i utrzymanie. I myślę, że mama przetrwała wojnę właśnie dzięki tej pomocy. W czasie okupacji taką pomoc można było uzyskać albo w dworach albo w kościele.

Pani Klaudia Kubicka nie była jednak „zwykłą” młodą osobą, która przypadkowo trafiła do dworu.

– Mama pracowała u rodziny majora Tadeusza Trzecieckiego, który był członkiem Strzelca i żołnierzem I Brygady Legionów – opowiada pan Janusz. – Potem został zabity w Katyniu. Z opowieści mamy wiem, że major, jeszcze przed samym wybuchem wojny, wiedział, że dojdzie do agresji i że Związek Radziecki ruszy na Polskę. Niestety, miał rację. Jego intuicja sprawiła jednak, że być może najgorszego losu uniknęła mama i jej rodzina. Major Trzeciecki skontaktował się z dziedzicem Lipińskim, który był jego znajomym, prosząc go o przechowanie ich w swoim majątku. Dziedzic Lipiński nie odmówił i czuł się jakby szczególnie odpowiedzialny właśnie za mamę. Mama zawsze wspominała go jak najlepiej.

Mama pana Janusza znajdowała opiekę w dworze przez kilka lat okupacji.

– Wiem tylko, że mama opuściła dwór w Ostrówku w 1943 roku, kiedy wyszła za mąż – mówi pan Janusz. – Przez lata nie myślałem wiele o wspomnieniach mamy z okresu jej młodości. Ale dzisiaj wszystko odżyło. Chodząc po wyremontowanych, pustych jeszcze pomieszczeniach budynku, myślę sobie, że właśnie w tym albo w tamtym pokoju mam znalazła schronienie w czasie okupacji. Potem majątek, jak niemal wszystkie inne, znacjonalizowano. Powstał tu PGR.

– Kiedy po 1990 roku pojawiła się możliwość odzyskiwania utraconych majątków, do Ostrówka przyjechały dwie panie, spadkobierczynie – dodaje pan Janusz. – Pamiętam, że popatrzyły na dwór, który był wówczas w fatalnym stanie, i zrezygnowały ze starań o jego odzyskanie. Teraz dowiaduję się, że dwór ma służyć przede wszystkim na cele kulturalne czy dotyczące turystyki i kultury fizycznej. Myślę, że jako mieszkaniec sąsiedniej wsi, a także były nauczyciel wychowania fizycznego, będę ten dwór często odwiedzał. A przy tym wspominał jego historię, która także dla mnie jest tak ważna.

3 KOMENTARZE
  1. Bardzo interesujące. Wiele podobnych historii z tamtych lat istnieje. Znam dwie takie od podszewki. Materiał zapodany przez członka Rodziny jest dobrze ujęty . Dziękuję i pozdrawiam 🙂

    Odpowiedz moderated
    • takich epizodów było bardzo dużo, tylko pamięć o nich nie przetrwała, a wdzięczność uratowanych niekiedy od śmierci też nie zawsze była okazywana. Ludzie bezinteresownie pomagali innym, a nawet dziękuję nie usłyszeli.

      Moi rodzice ukrywali dowódcę oddziału AK, który uciekł przed wywózką na białe niedźwiedzie po przekupieniu pilnującego go w więzieniu – ziemiance strażnika. Był chory, wycieńczony, zawszony. Przy maleńkich dzieciach w bardzo trudnych warunkach udało się go przechować jako ojca mojej mamy.
      To była zima 45 roku – latem udało mu się wyjechać do Warszawy. Tam wkleił się w nową rzeczywistość – jak wielu innych akowców np. Rajmund Kaczyński – a że miał zasoby finansowe, to urządził się znakomicie, zapisał się do ZBOWiD i odciął się całkowicie od tych co go ratowali.
      Moi rodzice nawet jednego słowa dziękuję nie usłyszeli, żadnego listu, żadnego znaku że żyje i że to życie im zawdzięcza.

      Bardzo przyjemnie jest zatem przeczytać, że ktoś z wdzięcznością wspomina ludzi, którzy jego rodzinę ratowali.

      Odpowiedz moderated
  2. Moc serdecznych pozdrowień dla Pana Janusza, mojego nauczyciela w-f w “Czwórce”

    Odpowiedz moderated

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najczęściej czytane

Policja poszukuje nieletniej Zuzanny Baryły

Dziewczyna wyszła z domu 19 listopada i do tej...

Wsparcie dla bliskich Darii. 34-latka zginęła w wypadku

W wypadku drogowym w miejscowości Sionna zginęła siedlczanka Daria...

Śmiertelne potrącenie

Policjanci otrzymali zgłoszenie, że na drodze ekspresowej doszło do...

Nietrzeźwa 36-latka kierowała peugeotem

21 listopada przed godz. 22 w Wólce Ostrożeńskiej (gm....

Zwłoki 14-latka z Siedlec w pensjonacie w górach. Czy to ojciec zabił syna?

To przedsiębiorca z Siedlec miał zamordować swojego 14-letniego syna...

Zderzenie autobusu z samochodem osobowym w Strzale

Dziś rano w Strzale na bocznej drodze w kierunku...

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje