Najnowsza piosenka Marcina Sójki „Dom z piasku” zabrzmiała podczas tegorocznego koncertu „Opolskich Premier”. Ostatnio artysta bierze udział w słynnych „Nieszporach ludźmierskich Jana Kantego Pawluśkiewicza”. Do tej pory na kanale YouTube jego utworów wysłuchało 25 milionów użytkowników.
W wieku trzynastu lat wygrał casting do musicalu „Piotruś Pan” Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy w teatrze „Roma”. Przygotowując się do tytułowej roli (podwójna obsada, wybrano dwóch chłopców), uczęszczał do jednego z warszawskich gimnazjów, dokąd przeniósł się z rodzinnych Siedlec. Pracował nad dykcją, emisją głosu, uczył się ruchu scenicznego i akrobatyki. Przed premierowym pokazem sprzedano trzynaście tysięcy biletów, co dawało nadzieję na sukces. Magia nazwisk umieszczonych na plakatach (libretto: Jeremi Przybora, na scenie: Edyta Geppert i Wiktor Zborowski) najwyraźniej zadziałała. A po spektaklu recenzent „Rzeczpospolitej” Jan Bończa-Szabłowski chwalił dziecięcych aktorów, sugerując, że jeżeli ktoś odpowiednio pokieruje ich losami, to o odtwórcach Piotrusia i Wendy można pisać z nadzieją. Sam reżyser Janusz Józefowicz zapewniał mnie, że o Marcinie Sójce jeszcze usłyszymy.
CZASEM PALIŁO W KRZYŻU
Stało się tak, ale dopiero po kilkunastu latach gdy Waldemar Koperkiewicz – kierownik artystyczny Teatru „ES” – specjalnie z myślą o nim stworzył musical „Giganci Piosenki”. To muzyczna podróż do klimatów lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych dwudziestego wieku. Marcin zmierzył się z evergreenami światowej muzyki. Od strony wokalnej dał prawdziwy popis, a wpływ na to miał z pewnością fakt, że repertuar trafił w jego własne upodobania. – Ray Charles? Mam w domu trochę tego „towaru” – powiedział, gdy zapytałem o jego prywatną płytotekę. Waldemar Koperkiewicz przypomina sobie, jak dał Marcinowi do nauczenia utwór, „I Can’t Stop Loving You”: – Przyszedł na próbę i zaśpiewał w pewnych partiach tak wysoko, że nie wiem, jakim cudem to wyciągnął.
Sójka w niedzielne wieczory zbierał oklaski na scenie CKiS, a następnego dnia skoro świt meldował się po drugiej stronie ulicy, w budynku pogotowia, gdzie pracował jako kierowca karetki. W ciągu dnia robił dwieście kilometrów, a zdarzało się, że trzysta pięćdziesiąt. I tak dzień w dzień po dwanaście godzin. – Pracy w pogotowiu nie traktowałem jako kary, bo lubiłem jeździć samochodem. Chociaż czasem bywało i tak, że trzeba było znieść pacjenta ważącego sto dwadzieścia kilo z trzeciego piętra, bez windy. Już po jednym piętrze czułem, że pali mnie w kręgosłupie i krzyżu – opowiadał.
Po sześciu latach pracy w pogotowiu zatrudniono go w roli akustyka i realizatora dźwięku w siedleckim Centrum Kultury i Sztuki. Jednego dnia czarował aksamitnym głosem na scenie (spektakle, musicale), innego – nosił kable i ustawiał mikrofony. Wtedy pojawiły się głosy, że z takim talentem powinien tylko śpiewać. Wszyscy zgodnym chórem namawiali Marcina, żeby spróbował swoich sił w telewizyjnym talent show. Ale on bardzo długo dojrzewał do tej decyzji.
NIE POTRZEBUJE FAJERWERKÓW I PIÓR
Cała Polska dowiedziała się o jego niezwykłym talencie dopiero gdy skończył trzydzieści dwa lata. To wówczas wygrał dziewiątą edycję popularnego programu TV „The Voice of Poland”. „Marcin zaskakiwał mnie za każdym razem: głosem, pokorą i skromnością” – stwierdziła jurorka Patrycja Markowska. I dodała: „Życzę mu kariery na miarę Ryszarda Rynkowskiego, bo dla mnie to jest taki wokalista, który nie potrzebuje fajerwerków i piór w d…, tylko wychodzi, śpiewa i jest”.
Od kilku lat Marcin zajmuje się wyłącznie tym, do czego jest najbardziej predysponowany – śpiewem. Tuż po finale „Voice’a” opublikował wpis na FB: „Kiedy byłem małym chłopcem, do głowy by mi to nie przyszło. Ale dopiero później Forrest Gump olśnił mnie, wypowiadając słynne: Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, na co trafisz”.
A potem spełnił jedno ze swoich największych marzeń: zaśpiewał na Krajowym Festiwalu Piosenki Opole 2019. Gdy tylko otrzymał identyfikator z napisem „Artysta Opole”, od razu umieścił go na swoim facebookowym fanpage’u. To dowód na to, jak ważny był dla niego ten występ. Ze stolicy polskiej piosenki wyjechał ze statuetką opolskiej „Karolinki” i czekiem na trzydzieści tysięcy złotych. – Wygrana w konkursie „Premier” potrafi ze zwycięskiej piosenki uczynić ponadczasowy przebój – powiedział Artur Orzech. A Tomasz Kammel, z którym spotkałem się za kulisami (byłem dziennikarzem akredytowanym przy festiwalu – przyp. aut.), stwierdził, że słynna opolska „Karolinka” doda Sójce jeszcze większych skrzydeł: – Teraz to już poszybuje wysoko!
ZWIASTUN DRUGIEJ PŁYTY
Dzisiaj Marcin jest cenionym artystą zapraszanym do wielu niezwykłych projektów muzycznych. Od dłuższego czasu można go usłyszeć w „Nieszporach ludźmierskich” Jana Kantego Pawluśkiewicza, wraz plejadą znanych krakowskich artystów: Beatą Rybotycką, Jackiem Wójcickim, orkiestrą oraz chórem Filharmonii Krakowskiej. Do tej pory na kanale YouTube utworów siedlczanina wysłuchało 25 milionów użytkowników. W tym roku – po pięciu latach powrócił do stolicy polskiej piosenki. Jego najnowsza piosenka „Dom z piasku” (swoja premierę miała 24 maja, zwiastun drugiej płyty) rywalizowała w koncercie „Opolskie Premiery” z nowymi propozycjami muzycznymi takich artystów jak Lanberry, Czesław Mozil i Tatiana Okupnik. – „Dom z piasku” to kompozycja, którą od dawna chciałem zaśpiewać – mówi Marcin Sójka. – Jest to utwór o niespełnionej miłości, który zarówno kobiety, jak i mężczyźni mogą odnieść do siebie. W moim wydaniu to podróż w przeszłość, bo choć od lat jestem szczęśliwym mężem i ojcem, to uczucie ogromnych nadziei i jednoczesnego odrzucenia w związku nie jest mi obce.
TOMASZ MARKIEWICZ