Z Damianem Szuprytowskim – pomocnikiem MKP Pogoń Siedlce, jednym z jego liderów, rozmawia Paweł Świerczewski.
Początek sezonu wcale nie wskazywał, że będzie to dla Was tak udana runda. Ale jak już wskoczyliście na odpowiednie tory, to się rozpędziliście niczym pendolino.
– W piłce jak w małżeństwie – też potrzeba trochę czasu, żeby się dotrzeć. Przyszedł nowy trener, z innym pomysłem na drużynę niż jego poprzednik. Zmieniliśmy ustawienie, na którego przećwiczenie było mało czasu w okresie przygotowawczym. Sami zadawaliśmy sobie pytanie, czy to wszystko wypali. Okazało się, że tak. Mamy dużo radości z gry, a do tego są wyniki. Udało się to połączyć.
Żal jedynie szybkiego odpadnięcia z Pucharu Polski. Nie udało się powtórzyć pięknej historii z poprzedniej edycji.
– Tamten ćwierćfinał pozostanie dla mnie jednym z najpiękniejszych wspomnień piłkarskiej kariery. Myślę, że nie byliśmy słabszym zespołem od Łęcznej i przy odrobinie szczęścia mogliśmy zajść jeszcze wyżej. Teraz nasza przygoda trwała znacznie krócej. Szkoda, ale nie patrzymy za siebie, tylko w pełni skupiamy się na lidze.
Gdy Marek Brzozowski obejmował Pogoń, można było mieć obawy, czy szkoleniowiec na dorobku sprosta zadaniu, które przed nim postawiono, czyli walki o awans na zaplecze Ekstraklasy. Pokazał, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.
– To typ trenera, który lubi grać ofensywnie. Zawsze jest doskonale przygotowany, chce mieć pełną kontrolę nad sytuacją. Wymaga od nas szacunku do każdego rywala, ale też zaszczepia pewność siebie – że każdego możemy pokonać, nawet jak musimy gonić wynik. Zdarzało się przecież niejednokrotnie, że w końcówkach odwracaliśmy losy meczów.
Te końcówki Pogoni są już legendarne. Świadczy to o znakomitym przygotowaniu mentalnym i fizycznym.
– Wielkie ukłony należą się naszemu trenerowi od przygotowania motorycznego – Pawłowi Księżopolskiemu. Widać jak na dłoni, że przychodzi 60., 70. minuta meczu, a my zaczynamy gnieść rywali. Przeciwnicy umierają, a my się rozkręcamy. To nasza wielka siła.
Damian, jesteś już doświadczonym zawodnikiem, z niejednego pieca chleb jadłeś. Uważasz, że Pogoni są potrzebne wzmocnienia, żeby wiosną rzeczywiście bić się o awans?
Gdybym tak stwierdził, nie wykazałbym się szacunkiem do kolegów, z którymi, uważam, tworzymy bardzo silną drużynę. Od tego jest sztab szkoleniowy i władze klubu, żeby ocenić sytuację i podjąć decyzję, czy zespół wymaga większych zmian, czy ewentualnie wystarczy jakaś niewielka korekta.
Na boisku widać, że dajesz całego siebie. Jak zrodziła się Twoja miłość do piłki?
– Miałem 5, 6 lat i z wypiekami na twarzy oglądałem z tatą mecze. Rodzice, widząc moją zajawkę, zaprowadzili mnie na trening do Pomezanii Malbork, bo właśnie z tych stron pochodzę. Pokonywałem kolejne szczeble piłkarskiego rozwoju i radziłem sobie na tyle dobrze, że trafiłem do Lechii Gdańsk, w barwach której zadebiutowałem w Ekstraklasie. Później, niestety, nie było już tak kolorowo. Zmieniałem kluby pomiędzy trzecią i drugą ligą. Na dłużej zakotwiczyłem się w Olimpii Elbląg. I ten czas bardzo miło wspominam, to taki mój drugi dom. Tam się piłkarsko odbudowałem. Teraz już drugi sezon gram dla Pogoni i także jestem zadowolony.
Jesteś usatysfakcjonowany karierą?
– Uważam, że można było z niej znacznie więcej wycisnąć. Ale patrzenie wstecz nic nie da, mam jeszcze kilka zadań do wykonania, z których najważniejszym teraz jest zrobienie z Pogonią awansu.
Abstrahując od piłki, jak mieszka Ci się w Siedlcach?
– To spokojne miejsce do życia, co mi odpowiada, bo lubię takie klimaty. Ale jedna rzecz mnie wkurza – siedleccy kierowcy. Nieraz sobie przeklnę pod nosem, patrząc, co wyprawiają. Z tak ślamazarną jazdą, brakiem używania kierunkowskazów i wymuszaniem pierwszeństwa nie spotkałem się nigdzie więcej (śmiech).
A to ciekawe, bo siedlczanie akurat uważają się za bardzo dobrych kierowców, uwielbiają za to żartować z wyczynów za kółkiem mieszkańców pobliskiego Łukowa… Najważniejsze jednak, żeby Pogoń dojechała szczęśliwie do I ligi.
– Taki mamy cel i cieszymy się, że na stadionie widzimy coraz więcej kibiców. Szczególnie teraz, gdy mecze są rozgrywane przy sztucznym oświetleniu, panuje fantastyczna atmosfera. Bądźcie z nami, dopingujcie, a my się odwdzięczymy kolejnymi zwycięstwami.
Przeciwnicy umierają? a co byli zaszprycowani? ale może przynajmniej hulajnogi podostawali?
Mnie cieszą wyniki Pogoni. Ale nie jestem entuzjastą Awansu. Pamiętam nasze boję w poprzednim pobycie w 1 lidze. Ale calym sercem kibicuje chłopakom. Już około lat 50