Sztuczna inwestycja wiązała się z wyrobieniem certyfikatu i wpłatą około 50.000 zł na jedną z platform kryptowalutowych.
Pod koniec sierpnia 58-latek spoza powiatu siedleckiego odebrał telefon od kobiety, która oświadczyła, że w 2022 r. otworzył rachunek kryptowalutowy do handlu automatycznego w jednej z firm i od tamtej pory w wyniku operacji firmy i po potrąceniu ich należności przyznano mu 1,07 BTC, ale żeby wypłacić tę kwotę musi wyrobić jak najszybciej swoją historię wpłat na tym koncie. Z racji tego, że 1 BTC to ok 220 tys. zł, mężczyzna ucieszył się i chciał je wypłacić. Sztuczna inwestycja wiązała się z wyrobieniem certyfikatu i wpłatą około 50.000 zł na jedną z platform kryptowalutowych. Dodatkowo musiał na swoim komputerze zainstalować aplikację zdalnego pulpitu w celu nagrywania sesji do Komisji Nadzoru Finansowego, co według rozmówczyni było wymogiem KNF.
– Po wpłaceniu pierwszych 50.000 zł, otrzymał wiadomość, że przez blokady bankowe i nie okazanie konta firmowego musi wykazać się przelewami wynoszącymi 19% całej kwoty już istniejących na jego koncie bitcoinów czyli kolejne 50.000zł – informuje kom Ewelina Radomyska z siedleckiej policji. – Z racji tego, że ta kwota była niewystarczająca, fałszywa brokerka zaproponowała współpracę i dofinansowanie z jednoczesnym przelaniem go na jego konto na platformie kryptowalutowej. Następnie razem już z brokerami próbował wypłacić zgromadzone środki. Szybko się jednak okazało, że przy tak dużej transakcji potrzebne jest ubezpieczenie i wynosi ono 7,5% całej kwoty, z czego 7% miało być mu zwrócone. Suma ubezpieczenia wyniosła kolejne 50.000 zł, które wpłacił kartami na platformę kryptowalutową. Po czym okazało się, że ubezpieczenie nie zostało wykupione do 30 dnia miesiąca i trzeba było je ponowić za kolejne 50.000 zł. Po tej operacji wszystko miało być już zakończone i pieniądze na platformie miały być gotowe do przelania ich na konto prywatne 58-latka.
Mężczyzna kilka dni temu otrzymał maila od KNF, że musi na swoje konto poprzez platformę kryptowalutową przelać bitcoiny za kwotę 44.260 zł w celu przejścia weryfikacji dochodów i potwierdzenia legalności swoich środków. Ta wiadomość mailowa bardzo zastanowiła mężczyznę więc ją wydrukował i pojechał do Warszawy do siedziby Komisji Nadzoru Finansowego i zapytał czy faktycznie pracownik KNF wysłał do niego takie pismo drogą mailową. – Na miejscu dowiedział się, że KNF nie przesyła takich pism drogą elektroniczną tylko tradycyjną pocztą. Poinformowano go także, że wskazana w piśmie osoba nie pracuje w KNF, a cała ta zaistniała sytuacja jest oszustwem internetowym, które spowodowało wyłudzenie od niego tych wszystkich pieniędzy. Łącznie stracił 200.000 zł – mówi rzecznik.
tuman
Aha… Typ odebrał telefon od kobiety, że ma jakiś hajs, później wysyłał kobiecie po 50k na jakieś ubezpieczenia dwukrotnie i coś tam jeszcze, aż w końcu pojechał do Warszawy upewnić się, czy jest półgłówkiem? Dobrze rozumiem?
ech, chytrego dwa razy brzuch boli 🙂
suweren. wyborca pis, słuchacz radia maryja.. wszystko da mu się wmówić.
Aha… Typ odebrał telefon od kobiety, że ma jakiś hajs, później wysyłał kobiecie po 50k na jakieś ubezpieczenia dwukrotnie i coś tam jeszcze, aż w końcu pojechał do Warszawy upewnić się, czy jest półg******? Dobrze rozumiem?
Pić, jeść, spać jak tamaguczi
Brak słów a jeszcze wydrukował i pojechał do KNF ?
Może chciał się pochwalić jaki to on geniusz i rekin finansjery.
A tutaj wyszło jak w “ruskim cyrku amba Fatima było 200 tys. i nima”.
Ludzie zastanówcie się z 10 razy co zrobić i dopiero działajcie gdyż szybko to trzeba pchły łapać.