To wystawa Aleksandry Jurkowskiej pt. “Irena”.
Tak miała na imię babcia autorki wystawy. – Jak wiele osób z wojennego pokolenia przez całe życie zbierała wszystko, co miało choćby minimalny potencjał „przydasiowy”. Kiedy zmarła w 2014 roku i trzeba było tę kolekcję jakoś ogarnąć, posprzątać, wyrzucić… Ja, jej wnuczka, poczułam niewytłumaczalną potrzebę zachowania tego w jakiś sposób. Zrobiłam więc zdjęcia. Nie bardzo wiedziałam po co to robię, ale wewnętrznie czułam, że powinnam.
10 lat później zaczęłam interesować się historią mojej rodziny i przeglądać stare zdjęcia. Na nich zobaczyłam babcię taką, jaką ją pamiętam: z wnuczkami, w domu i na podwórku. Ale też matkę płaczącą nad trumną swojego pierwszego syna, a potem na ślubie drugiego, pannę młodą (co prawda tydzień po ślubie, bo w dniu ślubu nie było fotografa), uczennicę kursu krawieckiego czy podlotka, który pozuje na tle stacji kolejowej zbombardowanej przez wycofujące się niemieckie wojsko.
Tą wystawą staram się połączyć te dwa światy – czarno-białe zdjęcia pokazujące wycinki z życia mojej babci i kolorowe – pokazujące to, co fizycznie po niej pozostało.
ciekawa wystawa, szkoda że nie mogło być więcej zdjęć