REKLAMA
9.7 C
Siedlce
Reklama

Chłopczyk z pociągu relacji Warszawa-Mińsk Mazowiecki

Miał 3,5 roku, gdy 18-letnia Wanda Bulik, córka piekarza z Wesołej, zobaczyła go w 1942 roku w pociągu. „Był śliczny, z blond lokami, ładnie ubrany (…). Siedział w wagonie, rezolutnie do wszystkich się uśmiechał i pilnował paczuszki. „On już trzeci raz jedzie do Mińska i z powrotem – powiedział (konduktor). – Szkoda go.”

„W paczuszce były ubranka: sweterki, trykotowe bluzeczki, spodenki na szelkach, bardzo ładne rzeczy oraz kartka, że chłopczyk nazywa się Toluś Wajsztajn, ma trzy i pół roku, i prośba, żeby się nim chwilowo zaopiekować.
(…) „Zostanie, ale ty go przyprowadziłaś – powiedział ojciec do Wandy – i ty będziesz się nim zajmować”.
(…) Co z Tolkiem działo się wcześniej, nie wiedzieli. Tolek ani razu nie wspomniał o matce. Nic nie mówił o ojcu. Czyżby ich w ogóle nie pamiętał? I – co było dla nich dziwne – nie chciał odmawiać pacierza.

(…) Kiedy we wrześniu 1944 roku weszła do Wesołej Armia Czerwona z polską armią Berlinga, zajęła pół domu piekarza. „Wśród berlingowców było kilku oficerów pochodzenia żydowskiego. (…) Tolek po raz pierwszy powiedział o sobie. „Mój ojciec – rzekł, wskazując na czapkę Henryka Bukińca (zaprzyjaźnionego z Bulikami policjanta z Wesołej – przyp. Ana) – miał taką samą. Bo mój ojciec – dodał – był w policji.”. Domyślili się, że w żydowskiej, w getcie. 

W 1946 roku Tolka adoptowało żydowskie małżeństwo. Rajscy stracili dwóch dorosłych synów w powstaniu warszawskim i uparli się, by Tolka adoptować. (…) Wojowali z Bulikami kilka miesięcy i ojciec się złamał. „Tolek jest bardzo zdolny – stwierdził – może zostanie wielkim człowiekiem, powinien się uczyć, a co my możemy mu dać? Do Warszawy 18 km, szyny pozrywane, co tutaj z nim będzie. U nas najwyżej piekarzem zostanie. Niech jedzie. Nie wolno nam tej lepszej drogi przed nim zamykać.
Nie mieliśmy racji – mówi pani Wanda. – Bo jeden brat skończył studia, drugi, to i Tolek by skończył.

Rajscy wyjechali z Polski miesiąc później. Po dwóch miesiącach przysłali z Francji kartkę, że wyjeżdżają dalej. Nie napisali dokąd. Tolek zniknął na 49 lat. (…)

I nagle siostra do niej dzwoni: „Usiądź, bo się przewrócisz. Tolek cię szuka. Mieszka w Izraelu, nazywa się Mati Greenberg, wczoraj w telewizji pokazali izraelski film „Lista Wandy” i było Tolka zdjęcie, to, które masz w domu, które zrobiłaś mu przed odjazdem”.  (…) Przyjechał do niej z wielkim bukietem kwiatów.. (…) Dowiedziała się wreszcie, co było z nim dalej. Z Francji pojechał z Rajskimi do Izraela. Zmienili mu imię i nazwisko. Na Greenberg dlatego, że Rajscy przed wojną nazywali się Grynberg. Okłamali go, że są jego prawdziwymi rodzicami, uwierzył. I dopiero przed śmiercią matka go zawołała i powiedziała: „Tolek, ja nie jestem twoją matką, my ciebie zabraliśmy z Wesołej, tyś był w Wesołej u Bulików w piekarni".

(…) Do ŻIH-u zgłosiła się pani Antonina Liro. Dostała jego adres i napisała do niego list. Po 53 latach dowiedział się, kim jest i dlaczego znalazł się w pociągu z Warszawy do Mińska.
Była żoną Juliusza Kamienieckiego, adwokata żydowskiego pochodzenia, spokrewnionego z ojcem Tolka. W domu jego rodziców poznała rodziców Tolka Cylę i Mieczysława. „Byli młodzi i oboje ładni – napisała do Tolka w 1995 roku – elegancko ubrani. Cyla była szatynką o jasnej cerze i miłej twarzy. Od razu ich polubiłam, a z Twoją matką zaprzyjaźniłam się… W lutym 1940 roku zostaliśmy zaproszeni na uroczystość Twojego obrzezania. Pamiętam ten dzień, byłeś maleńki i bardzo płakałeś. Mieszkaliście wtedy na ulicy Chłodnej, zdaje się, że pod numerem 16".

Mówiła do jego matki: „Nie obrzezuj go”. A matka: „Nie, nie, on jest Żyd, musi być obrzezany”. Tłumaczyła jej: „Popatrz, teraz jest okupacja, chłopcu będzie łatwiej”. „Nie” – odpowiedziała matka i obrzezała go.

Mężowi pani Antoniny w kwietniu 1940 roku udało się wyjechać za granicę. Ona została. Spotykała się z matką Tolka w sądach na Lesznie. Nagle dostała wiadomość od Cyli, że ta pilnie musi się z nią zobaczyć. Powiedziała, że już wszystkie dziury w murze getta są zamurowane i kolejny raz prawdopodobnie nie uda się jej wydostać. Prosiła o zaopiekowanie się Tolkiem. „Wyglądała bardzo mizernie, miała zniszczone ręce. Pracowała w fabryce przy produkcji sody, co uratowało ją przez pewien czas przed deportacją do obozu koncentracyjnego… Dowiedziałam się, że Miecio jest ciężko ranny. Pracował w piwnicy przy produkcji granatów. To były przygotowania do powstania w getcie. Niestety, ładunek wybuchowy rozerwał mu się w rękach i bardzo go poranił. Wkrótce po tym umarł. Cyla powiedziała, że tak bardzo chciał walczyć z bronią w ręku… W tym czasie Ty zostałeś ulokowany w bliżej nieznanej mi rodzinie tramwajarzy po aryjskiej stronie. Cyla martwiła się, jak Cię ratować, ponieważ rodzina ta nie chciała Cię dłużej ukrywać. Zgodziła się na to dawna sąsiadka Cyli, Klemensiewiczowa. Nie przebywałeś tam długo. Jej mąż, gdy był pijany, wykrzykiwał na całą kamienicę, że ona ukrywa dziecko żydowskie i nie chce podzielić się pieniędzmi. Klemensiewiczowa, bojąc się o swoje życie, postanowiła odprowadzić Cię na żandarmerię. W tym czasie nocowałam u nich, ukrywając się sama przed wysyłką do Niemiec na roboty. Byłam świadkiem tej sceny. Zabrałam Cię i wyszliśmy z tego domu. Przez dwa dni błąkałam się z Tobą po różnych miejscach”.

Pani Antonina wyniosła Tolka do parku. Posadziła na ławce, z daleka obserwowała. Siedział uśmiechnięty, pilnował paczuszki. Nikt się nim nie zainteresował, nikt do niego nie podszedł. Żal jej się go zrobiło, znowu przytargała do wynajętego pokoju. Dozorca kamienicy zaczął się dopytywać, co to za dziecko. Drżała całą noc. Następnego dnia pojechała z Tolkiem na Dworzec Główny, wsadziła do pociągu jadącego do Mińska Mazowieckiego. Wykombinowała, że jeżdżą nim wiejskie kobiety z bańkami mleka i może któraś zlituje się i zabierze go do pasienia gęsi czy krów.

„Jak pani mogła – powiedziała do niej Wanda Bulik, kiedy spotkały się w ŻIH-u – takie małe dziecko wsadzić jak psa czy kota do pociągu”. – Niegrzecznie powiedziałam.
Wyszły na korytarz porozmawiać. – Dobrze zrobiła – mówi o niej teraz pani Wanda. Pani Liro od dawna nie żyje. Przyjaźniły się do jej śmierci.

A Tolek? Przyjeżdża. Z żoną, z córkami. Jego żona Irena jest z Krakowa, też uratowała ją polska rodzina".

Pani Wanda i jej rodzice zostali w 1996 roku uhonorowani medalem i dyplomem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.

Apel pana Tolka Wajnsztajna: Proszę o jakiekolwiek informacje o mojej rodzinie. Nic o niej nie wiem.

Tekst: Teresa Torańska „Chłopiec z pociągu do Mińska”, opublikowany w "Wysokich Obcasach” z 15 listopada 2008 w cyklu „Sąsiedzi ponad strachem” (opr. Ana)

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najczęściej czytane

Zwłoki 14-latka z Siedlec w pensjonacie w górach. Czy to ojciec zabił syna?

To przedsiębiorca z Siedlec miał zamordować swojego 14-letniego syna...

Sędzia Krzysztof Jakubik walczy o dobre imię

Po wstrząsającej informacji o siedleckim sędzi ekstraklasy, posądzanym o...

Uwaga kierowcy! Wjazd na autostradę A2 w Ryczołku zablokowany! (aktualizacja)

Przed godz. 12 w Ryczołku doszło do zdarzenia trzech...

26-latek zjechał z drogi i uderzył w drzewo

29 października około godziny 18.30 między Konorzatką a Adamowem...

Siedlce: Miejski Sylwester powróci

Po latach przerwy znów zostanie zorganizowany Miejski Sylwester na...

Zjazd Absolwentów “Żółkiewskiego”

Tyle wybitnych osobowości w jednym miejscu musiało wywołać łzy...

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje