REKLAMA
12.1 C
Siedlce
Reklama

Przez inwentarz do domu mieszkańca

Na wystawie „Testamenty mieszczan siedleckich z okresu napoleońskiego 1810-1815, którą w siedleckim Archiwum Państwowym można oglądać do końca października w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa na Mazowszu, znajdziemy kilka rodzajów akt, związanych ze schyłkiem życia człowieka. Znalazły się tu akty ostatniej woli – testamenty, inwentarze pozostałości – spisywane już po śmierci danej osoby oraz akty licytacji ruchomości po zmarłych.

W orbicie wpływów imperium napoleońskiego nasz kraj i region znajdował się zaledwie kilka lat, ale materiału ciekawego, intrygującego wręcz, z tej epoki w archiwum siedleckim jest sporo. Musieliśmy więc dokonać ostrej selekcji. Terytorialnie ograniczyliśmy się do stolicy ówczesnego departamentu siedleckiego. Pokazaliśmy dokumenty, związane wyłącznie z mieszkańcami Siedlec – ale niekoniecznie mieszczanami. Typowych mieszczan w sensie definicji historycznej jest tu kilku. Reszta to szlachta osiadła w mieście (wśród nich pani Anna Rostkowa rzekoma Ossolińska) i urzędnicy, którzy przybyli do Siedlec z Monarchii Austro-Węgierskiej. Użyte w tytule wystawy określenie “mieszczanie” jest więc pewnym skrótem myślowym – mówi autor wystawy, Artur Rogalski, pracownik Archiwum Państwowego w Siedlcach. 

– Dlaczego pokazał pan właśnie testamenty?

– Testamenty są arcyciekawym źródłem historycznym, świetnym materiałem do badania mentalności i świadomości ludzkiej. To także dość wiarygodne źródło historyczne – w testamencie raczej się nie kłamie… Choć badacz musi mieć świadomość, że gdy testator wyraża swe przekonania, opisuje stosunki rodzinne, pisze prawdę o tyle, że szczerze przedstawia swoją wizję rzeczywistości. Często jednak jest ona sprzeczna z wizją spadkobierców – zwłaszcza tych wydziedziczonych… O ile testament jest jako źródło informacji dla historyka cenny, to tzw. inwentarze pozostałości są źródłem bezcennym. Dzięki inwentarzowi możemy niejako “zajrzeć” do domu ówczesnego mieszkańca Siedlec prawie tak, jakbyśmy weszli tam z ulicy. Jest w nich bowiem zapisane wszystko, co znajdowało się w mieszkaniu – obrazy, naczynia kuchenne, sprzęty gospodarskie itp. Jeżeli ktoś miał np. 15 par kamizelek – jedną kwiatki, drugą w paski, trzecią bez wzorku, czwartą czarną itd. – to każda została skrupulatnie opisana. Gorzej było niestety z książkami czy dziełami sztuki, które dla badacza są tak ważne… Niestety, dla ówczesnych taksatorów już mniej, traktowali je pobieżnie, wymieniając jedynie ich liczbę, a pomijając autorów i tytuły.

– Jest kilka rodzajów testamentów…

– To prawda – tajemne, sądowe i prywatne. Sądowe sporządzano w obecności notariusza, czyli urzędnika sądowego. Prywatne spisywano w obecności świadków, którzy musieli je podpisać. Testamenty tajemne zaś przekazywano notariuszowi w zalakowanej paczuszce. Ten oficjalnie potwierdzał otrzymanie takowego, opisywał go, opieczętowywał, umieszczał w archiwum i… czekał. Czekał, co będzie dalej, tzn. czy osoba, która sporządziła taki testament, umarła, czy nie. Testamenty tajemne otwierano bowiem dopiero po śmierci sporządzającej je osoby. Jeśli testator zmieniał decyzję co do zawartości takiego dokumentu, to zawsze mógł go odebrać, co było jednoznaczne z jego unieważnieniem. Testamenty sądowe można było zmieniać, bądź unieważniać. Dopóki testator żył, miał do tego prawo. Musiał jednak uzasadnić przyczyny zmian. Każdy testament wcześniej czy później trafiał do notariusza, był przez niego oficjalnie odczytywany i wciągany do ksiąg notarialnych. Wszystko po to, by spadkobiercy mieli jasność, co się dzieje z majątkiem umierającego. W wielu przypadkach ogłoszenie testamentu było punktem wyjścia do długotrwałych sporów sądowych pomiędzy spadkobiercami.

– Na wystawie jest dokument, odwołujący testament Franciszki Borkowskiej…


– Pierwszą wersję testamentu spisała na złość bratu, który jej dokuczał i zdaje się, że zawłaszczył sobie część należnego jej majątku. W związku z tym zapisała całą swą skromną schedę wujowi. Tuż przed jej śmiercią brat się jednak poprawił i trzeba było zmienić testament. Paradoksalnie testamenty, będące ostatnią wolą zmarłego, rzadko osiągały zamierzony efekt. Można było zapisać majątek pewnym osobom, inne wydziedziczyć, ale sąd prawomocnym wyrokiem zawsze mógł to zmienić.

– Czy jest na wystawie jakiś testament tajemny?

– Mamy wzmiankę o testamencie tajemnym Antoniego Kuszlla – bardzo barwnej osobistości, która pojawia się praktycznie we wszystkich wspominkach i pamiętnikach z epoki. I niemal zawsze wzmianki o nim wiązały się z nieobyczajnymi wybrykami pod wpływem napojów wyskokowych… Trzeba jednak podkreślić, że był to żołnierz bardzo odważny i przynajmniej do pewnego czasu – zasłużony. Jako jeden z pierwszych wojaków Wielkiej Armii przekroczył bramy Moskwy podczas kampanii 1812 r. Wcześniej służył m.in. w oddziale guidów (żołnierzy osobistej eskorty) księcia Józefa Poniatowskiego. W 1812 r. złożył u siedleckiego notariusza tajny testament. Po powrocie z wojny francusko-rosyjskiej odebrał go. Nic więcej o tym akcie ostatniej woli “szalonego Kuszlla” nie wiadomo. A szkoda, bo zapewne był to dokument bardzo ciekawy, zważywszy na koleje losu pana Antoniego (np. będąc w 13. Pułku Huzarów Księstwa Warszawskiego, 9 października 1813 r. pod Pirną kapitan Antoni Kuszell zdobył 4 działa i kilkanaście wozów – przyp. Ana).

– Najprawdopodobniej więc Antoni Kuszell sporządził drugi testament…

– Chyba tak, choć jak dotąd nie natrafiłem na niego. Antoni Kuszell zmarł w Wirowie nad Bugiem w latach 50. XIX w.

– Na wystawie jest obszerny inwentarz pozostałości po śmierci Antoniego Raynholda…

– Antoni Raynhold był siedleckim medykiem. Przybył tu z kilkoma innymi lekarzami w okresie zaboru austriackiego, czyli po 1795 r. Był człowiekiem jak na ówczesne warunki siedleckie bardzo zamożnym. Dziś, w świadomości przeciętnego człowieka grupą, która w XIX w. związana była z finansami, z lichwą byli Żydzi. Nie do końca jest to prawda – w miastach galicyjskich na początku XIX w. to nie Żydzi, ale austriaccy Niemcy byli grupą, która żyła nie tylko ze swojego zawodu, ale również z pożyczek procentowych. I co ciekawe – to nie oni zapożyczali się u lichwiarzy czy bankierów żydowskich, ale Żydzi zapożyczali się u nich. Brzęcząca gotówka znajdowała się wówczas w rękach przybyszów znad pięknego, modrego Dunaju, często-gęsto parających się medycyną. Urzędnicy i w ogóle przybysze z C.K. Monarchii stanowili w ówczesnej społeczności Siedlec grupę dosyć hermetyczną, żyjącą w swoim zamkniętym świecie. Od 1810 roku ich pozycja w mieście była dość dwuznaczna (wcześniej – jako urzędników zaborczych – jednoznacznie negatywna). Gdy region siedlecki został przyłączony do Księstwa Warszawskiego, nowe władze utrzymały ich na zajmowanych stanowiskach ze względu na wysokie kwalifikacje. Inni zaś, związani już z miastem czy regionem, dobrowolnie pozostawali na miejscu… Co do familii Raynholdów – mieszkali w Siedlcach, na terenie Księstwa Warszawskiego, a ich syn Ben – czyli Beniamin, był oficerem armii austriackiej i przebywał w swojej jednostce w granicach Austro-Węgier. Można się spodziewać, że Raynholdowie, jak i wszyscy Austriacy, nie pałali zbyt wielką miłością do polityki Napoleona, chociaż w inwentarzu pozostałości po śmierci Raynholda odnotowano portret Cesarza Francji. Nie wiem, na ile była to mimikra, chęć pokazania innym obywatelom, jak bardzo siedleccy Austriacy są lojalni wobec Napoleona. Faktycznie było chyba inaczej. Jego syn, jako austriacki wojskowy, na pewno nie darzył miłością ani Napoleona, ani wchodzącego w skład Grand Empiru Księstwa Warszawskiego. W 1809 r. Austriacy dostali przecież i od Bonapartego, i od żołnierzy Księstwa mocno w skórę.

– Każdą z części inwentarza Antoniego Raynholda podpisała inna osoba…

– Byli to sądowi taksatorzy, powiedzielibyśmy dzisiaj – biegli, którzy potrafili fachowo oszacować wymienione w inwentarzu rzeczy.

– Oprócz igieł w futeraliku, do leczenia ran służących, klucza srebrnego do rwania zębów, srebrnego instrumentu do wypuszczania wody czy nożyczek w futeraliku, służących do akuszerii Antoni Raynhold miał też… maszynę galwaniczną…

– Służyła do leczenia prądem: skrzepów, części ciała lub mięśni, które były niewładne. Delikatne elektrowstrząsy miały pobudzić mięśnie do pracy albo w miarę bezboleśnie usunąć martwą tkankę. Jak na tamte czasy, była to nowatorska metoda lecznicza. Wygląda na to, że siedleccy lekarze – a na pewno Antoni Raynhold – byli na bieżąco z nowinkami technicznymi.

– W inwentarzu pozostałości po chirurgu Antonim Tolde jest zaś… szkielet…

– Nie był to żaden model, tylko najprawdziwszy szkielet ze zmarłego na śrubkach z szafką. Jego obecność okazała się co najmniej kłopotliwa dla taksatorów. Jak się dowiadujemy z inwentarza “taksie nie podpadł”, czyli nie został wyceniony. Wydaje mi się, że ponieważ były to szczątki ludzkie, taksatorzy uznali, iż nie wypada wystawiać ich na sprzedaż. Swoiste tabu, którego nie wolno było przekroczyć.

Antoni Tolde miał też na wyposażeniu etui z instrumentami stalowymi do akuszerii, szneper do krwistych baniek z kagankiem, pilniczki do zębów, instrumenty do rwania zębów, szpryszkę cynową do gardła z dwoma kankami, 2 sondy, 5 żelazek do puszczania krwi, pończochę chirurgiczną do sznurowania nogi i pudełko igieł do szczepienia ospy. Był chyba wszechstronnym medykiem…

– Dziś większość z ówczesnych przyrządów chirurgicznych kojarzy się raczej z izbą tortur niż gabinetem lekarskim… Cóż, specjalizacji medycznych, w dzisiejszej formie, wtedy nie było. Medyk nie tylko zajmował się klasycznymi operacjami, ale tak samo dobrze (albo niedobrze – nie mnie to oceniać) rwał zęby, puszczał krew, wykonywał szczepienia, zajmował się akuszerią, itd. Łączył umiejętności: chirurga, pielęgniarki, ginekologa, dentysty… Tak, można powiedzieć, że był wszechstronny. No i wiadomo już, czemu zawód lekarza pozwalał wówczas na szybkie zgromadzenie pokaźnych zasobów finansowych…

– Kim była Dominika Anna Zuzanna Rostek rzekoma Ossolińska i jak to się stało, że mieszkała w pałacu Ogińskich?

– Mieszkała w skrzydle budynku siedleckiej prefektury, bo wówczas pałac Ogińskich był siedzibą najwyższego w regionie urzędnika – prefekta (odpowiednik dzisiejszego wojewody, tyle że dysponujący władzą większą niż wojewoda). Historia pani Rostkowej jest długa i skomplikowana, jakby żywcem wyjęta ze zbioru opowieści niesamowitych. Dominika Anna była córką Kazimierza i Antoniny z Butlerów Ossolińskich – przedstawicieli znanej, bogatej, arystokratycznej rodziny. Oddana wbrew woli do klasztoru w Białej Radziwiłłowskiej (dziś: Podlaskiej) w młodym wieku, zmarła tam po krótkiej chorobie, i… cudownie odnalazła się kilkanaście lat później. Ponoć zamieniono ją z umarłą kobietą i dzięki temu mogła opuścić klasztorne mury. Wróciła, co było dla rodziny tyleż niesamowite, co nieprzyjemne. Jej powrót wiązał się bowiem z pretensjami finansowymi. Przypuszczam, że Ossolińscy poradziliby sobie dość łatwo z roszczeniami rzekomej czy prawdziwej (jak było w rzeczywistości, spróbuję to wyjaśnić w przygotowywanej na przyszły rok książce) córki, gdyby nie to, że znalazła ona poparcie u prefekta departamentu siedleckiego Józefa Grzybowskiego – skądinąd bardzo ciekawej postaci, niestety dziś w Siedlcach zupełnie zapomnianej. Grzybowski zapewnił Dominice Annie, która była krewną jego żony, opiekę. Ossolińska/Rostkowa była już wówczas schorowana. W 1811 r. podyktowała testament, którego pewne fragmenty wskazują, że mogła faktycznie należeć do familii Ossolińskich. Zmarła w 1812 roku.

– Dlaczego rodzina oddała ją do klasztoru?

– W grę wchodziła tu jakaś łagodna forma choroby psychicznej – ówcześnie zwana melancholią.

– Poprosiła w testamencie o skromny pochówek…

– Tak, to był wtedy standard, zwyczaj mający korzenie jeszcze w kulturze i obyczajowości staropolskiej. XVII- i XVIII–wieczni polscy magnaci, którzy rządzili połaciami kraju jak udzielni monarchowie, a bywało że trzęśli polityką całej Rzeczypospolitej też życzyli sobie, żeby ich pogrzeby były skromne. Wiązało się to z osadzoną w chrześcijańskiej tradycji sztuką tzw. dobrego umierania, obejmującego przygotowanie się do śmierci zgodne z kanonami wiary i pochówek proporcjonalny do cnoty skromności i ubóstwa a nie posiadanego majątku. Oczywiście ważne tutaj były funkcje dydaktyczne, oddziaływanie na ludzi, którzy przyjdą na pogrzeb lub o nim usłyszą. Co zobaczą, czego się dowiedzą? Oto za życia był wielki i potężny, na jego jedno skinienie posłuszne były tysiące ludzi, ale ukorzył się w obliczu śmierci i jest chowany skromnie, jak nędzarz, lub… jak mnich. W obliczu śmierci – wszyscy równi… Kontekst wanitatywny miał tu być bardzo widoczny, ale pomiędzy ostatnimi życzeniami konających, a rzeczywistością ziała przepaść. Rodziny obawiały się, że ogół posądzi je o skąpstwo lub o to, że przywłaszczyły sobie pieniądze przeznaczone na pogrzeb. Pochówki przekształcały się więc w gigantyczne, niemal bizantyjskie ceremonie. Życzenie Ossolińskiej zostało jednak spełnione. Niezależnie od tego, czy faktycznie życzyła sobie skromnego pogrzebu, czy ulegała sile tradycji. W 1812 roku, roku jej śmierci, jak wiadomo wybuchła wojna francusko-rosyjska. Prefekt Grzybowski był zajęty reorganizowaniem departamentu na potrzeby wojenne. Nie miał ani czasu, ani funduszy na okazałe ceremonie.


W planowanej na przyszły rok publikacji książkowej mają być zamieszczone wszystkie testamenty z epoki napoleońskiej z terenu Siedlec. Publikacja będzie opatrzona rozbudowanym słowem wstępnym o historii Siedlec tego okresu.

                                                        Aneta Abramowicz


Archiwum Państwowe w Siedlcach mieści się przy ul. T. Kościuszki 17. Jest czynne od poniedziałku do piątku w godz. 8.00-16.00.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najczęściej czytane

Zwłoki 14-latka z Siedlec w pensjonacie w górach. Czy to ojciec zabił syna?

To przedsiębiorca z Siedlec miał zamordować swojego 14-letniego syna...

Zderzenie w Broszkowie. Droga nieprzejezdna (aktualizacja)

Na DK2 w Broszkowie zderzyły się dwa samochody osobowe. Kierujący...

Dachowanie w Pruszynie (aktualizacja)

W Pruszynie doszło do zderzenia samochodów osobowych.

Potrącenie w Stoku Lackim

W Stoku Lackim samochód osobowy potrącił rowerzystkę. 29-letni mężczyzna kierujący...

Porażenie prądem podczas wycinki gałęzi

13 sierpnia ok. godz. 12 w Sulejówku na ul....

Wypadek na DK2 w Ujrzanowie

Na rondzie w Ujrzanowie doszło do zderzenia dwóch samochodów. Przed...

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje