Rozmowa Krzysztofa Mazura z ks. M. Dominikiem Millerem, kapłanem mariawitą.
Jak ksiądz poznał, że został powołany do grona Sług Ołtarza?
– Świadomość powołania dojrzewała we mnie długo i stopniowo. Pochodzę z rodziny pielęgnującej wiarę; do dziś wspominam nabożeństwa majowe i czerwcowe, na które prowadzała mnie babcia pod wiejską kapliczkę w Majdanie (parafia Żarnówka). Świadomość, że Bóg chce, bym Mu służył, wzeszła – tak bym to ujął – pod wpływem atmosfery domowej, a rozkwitła dzięki proboszczowi mińskiej parafii mariawickiej, kapłanowi M. Janowi Opali…
… który skutecznie nakłaniał księdza do wstąpienia do Zgromadzenia Kapłanów Mariawitów?
– Ależ skąd! Raczej uświadamiał mi braki duchowe, a przede wszystkim, gdy zadeklarowałem chęć włożenia habitu, szkicował ogrom obowiązków, wynikających z przyjęcia święceń kapłańskich. Jeśli nakłaniał mnie do czegoś, to do tego, abym dobrze rozpoznał swoje powołanie podczas osobistych rozmów z Panem Bogiem – szczególnie podczas adoracji Przenajświętszego Sakramentu.
I nie kusiły księdza atrakcje świata?
– Owszem, ale – jak widać – mało skutecznie. Wiedziałem, że aby dokonać właściwego wyboru życiowego, muszę, unikając zgiełku współczesności, wsłuchać się w siebie. Chcę zaznaczyć, że jestem przeciwnikiem opinii, iż kapłaństwo oznacza alienację od spraw świata. Kapłan służy ludziom i musi znać zagrożenia, jakie niesie dla nich czas, w jakim żyją. Sutanna, czy – jak w moim przypadku – habit nie mają oddzielać noszących je od problemów codzienności. Przeciwnie: nakładają obowiązek czynnego kształtowania rzeczywistości wedle zasad i woli Bożej.
Kapłan realizuje powołanie w świecie, lecz nie wolno mu identyfikować się z jego duchem. Ma ufać Bogu, a nie własnym talentom (faktycznym i mniemanym), czy tak zwanej obrotności.
Postawa nieomal heroiczna…
– Nie, gdyż żadne wyrzeczenie ze strony kapłana nie jest zbyt duże…
W tym roku licząca łącznie ponad dwadzieścia pięć tysięcy wiernych społeczność mariawitów świętuje 120. rocznicę objawień Dzieła Wielkiego Miłosierdzia; na ile jego przesłanie jest aktualne współcześnie?
– O ile od czasów, gdy święta Maria Franciszka Kozłowska od Chrystusa otrzymała misję duchowej odnowy Kościoła, zmieniła się jedynie otoczka cywilizacyjna, realia życia – problemy pozostały te same. Nie da się przecież powiedzieć, że ogół chrześcijan żyje – jak to się mówi – „po Bożemu”, że mądrzej kierują swoim życiem, że jest mniej zła, wyzysku czy nienawiści. Przybywa ludzi, odchodzących od Boga, a coraz częściej zło zaczyna być nazywane dobrem. A przecież drogę do wybrnięcia ze ślepego zaułka relatywizmu wskazał Pan Jezus w objawieniach danych naszej Założycielce: uwielbienie Zbawiciela ukrytego w Przenajświętszym Sakramencie, upraszanie Bożego miłosierdzie dla świata ginącego w grzechach, odwoływanie się do wstawiennictwa Matki Bożej oraz poszukiwanie Królestwa Bożego na ziemi.
W literaturze, dotyczącej początków mariawityzmu, częsta jest opinia, że pierwszych kapłanów Mariawitów lud nazywał „świętymi”. Jednak ich szczególność polegała głównie na tym, że rzetelnie, z poświęceniem wypełniali swe duszpasterskie obowiązki! A z tym były i są problemy. Członkowie mariawickiego konwentu nie byli aniołami, nie byli mądrzejsi, bardziej utalentowani od ogółu polskiego duchowieństwa katolickiego schyłku XIX w. Oni natomiast – i to była ich siła – serio traktowali charyzmat swego powołania: służbę ludowi. Niczym innym, jak gorliwością kapłańską, franciszkańskim pochyleniem się nad niedolami wiernych, przykładnym życiem osobistym (wolnym od nałogów i amoralności), rezygnacją z gromadzenia dóbr materialnych przekonywali, że jeśli się chce, jeśli się zawierzy Bogu, to nie ma tak złych czasów i warunków, by nie móc być dobrym chrześcijaninem.
Społeczność mariawicka zapłaciła wysoką cenę za wierność Dziełu Wielkiego Miłosierdzia – myślę o tak zwanych pogromach. Jeden z nich miał miejsce w Grębkowie…
– Parafia grębkowska należała do grupy tych (świadczy to o społecznej nośności mariawityzmu), w której nie posługiwał Mariawita. Mimo to parafianie gremialnie podpisali akt wyłączenia się spod władzy Stolicy Apostolskiej – z 3.700 uczyniło tak 3.000 wiernych. Nieco wcześniej, gdy jeszcze można było osiągnąć kompromis, delegaci biskupa Franciszka Jaczewskiego tak pisali do niego w raporcie, sporządzonym w lutym 1906 r.: „Zarzuty [parafian] były liczne i przeważnie słuszne, a mianowicie, że kapłani zbyt wiele za posługi religijne wymagają, że mało się ludem zajmują, że go nie oświecają w prawdach wiary, że bardzo wiele czasu spędzają poza domem w niepotrzebnych podróżach, wizytach, na grze w karty, że mało przesiadują w konfesjonałach, że niechętnie spełniają posługi religijne, że nieżyczliwie odnoszą się do praktyk brackich, że przeszkadzają ludziom w adorowaniu Najświętszego Sakramentu, że sami go nie adorują, że kościół trzymają zawsze zamknięty.”
Gdy carat, pod groźbą użycia siły, nakazał mariawitom oddać świątynie kuriom biskupim, Gębkowiacy pobudowali świątynię w pobliskiej Żarnówce. Próbę wierności swym przekonaniom przeszli oni 26 marca 1906 r., gdy zostali zaatakowani przez „wyprawę krzyżową”. Jej inspiratorami byli okoliczni księża rzymscy, którzy doszli do przekonania, że tylko przemoc zmusi kozłowitów – jak określano mariawitów – „do powrotu do prawdziwej wiary.” Krwawe zmagania trwały kilka godzin; zakończyło je przybycie wojska, przysłanego przez siedleckiego gubernatora. W bratobójczej walce (po obu stronach) padli zabici, a prawie dwie setki odniosło różnego typu rany.
Dlaczego sąsiad stanął naprzeciw sąsiada, dlaczego chrześcijanin przelał krew chrześcijanina?
– Cóż, umiejętnie zaszczepiona w ludzkich umysłach nienawiść daje przyzwolenie na przemoc. Odpowiednio uporczywe wmawianie ludowi, że mariawici, postępując zgodnie z sumieniem, stali się „wrogami prawdziwej wiary i prawdziwego Kościoła”, odniosła fatalny skutek. Pogromy są jednym z wielu przypadków w dziejach Kościoła Rzymskokatolickiego „zawieszenia” obowiązywania nakazu miłości bliźniego… Dla naszej wspólnoty siła reakcji strony rzymskiej była wykładnią skali lęku przed upowszechnieniem się ducha Dzieła Wielkiego Miłosierdzia w strukturach kościelnych. Ten duch był postrzegany jako zagrożenie dla dostatniego materialnie i nie zawsze bogatego duchowo życia sporej części kleru rzymskiego. Wszak „nie wytacza się armat, by strzelać do wróbla”.
Ale czyż i dziś „inności” nie drażnią, nie wzbudzają lęku, posuniętego czasem aż do agresji?
Jednym z zarzutów, stawianych mariawitom, było oddawanie iście boskiej czci Marii Franciszce Kozłowskiej…
– Do swej śmierci Mateczka wielokroć nazywała siebie „największą grzesznicą” i sprzeciwiała się wszelkim przejawom oddawania Jej czci religijnej. Nie zawahała się zganić Ministra Generalnego Związku Mariawitów, ks. M. Michała Kowalskiego, gdy ten umieścił Jej portret w kościele parafialnym.
Jacy są współcześni młodzi mariawici?
– Różni, jak wszyscy młodzi. Choć nasza młodzież nieco inaczej postrzega Kościół i swoją w nim rolę. Nie mamy tylu, co w Kościele rzymskim, sformalizowanych czynności, które trzeba wykonać, aby dostać taki czy inny wpis, czy zaświadczenie. Staramy się podtrzymywać mariawicki model życia duchowego, którego istotą są samodzielne wybory, dokonywane w zgodzie z Bożym prawem i sumieniem.
Młodzi też często proszą mnie o przewodzenie różnego typu spotkaniom modlitewnym – nocnych adoracji Przenajświętszego Sakramentu nie wyłączając. Młodzi mariawici nie wstydzą się swej wiary, znają historię naszego Kościoła, mają też niezłą wiedzę teologiczną, bo zdarza mi się słyszeć, że nasze dzieci podpowiadają swym rówieśnikom – katolikom na lekcjach religii.
Dziękuję za rozmowę.
Niestety prykre jest to że mariawici nie widzą różnicy między katolikami a mariaiwtami. Mówią że do komunii u katolików przystępują a są wykluczeni z Kościoła, bo są poza kościołem. Spowiedzi usznej niema ( tylko młodzież do 18 rku życia) a pozostali mają spowiedz ogólną. Poza tym chrzczą w imię mateczki Kozłowskiej…
Czemu ban zasłyszane informacje powiela ? chrzest wygląda tak samo jak u katolików, tyle że katolicy proszą o błogosławieństwo i pomoc w wychowaniu nowo przyjętego katolika świętych, NMP, itd, a to, że Matka Kozłowska jest proszona o pomoc w wychowaniu nie oznacza że się odwołują do Niej jak do Boga.
dodam jeszcze, że u katolików można porównać siostrę Faustynę do Mateczki Kozłowskiej. Jezus tak samo im się objawił i polecił jakieś zadanie a One Mu służyły…
Jestem Katolikiem jednak jak patrzę co się wyrabia w tym kościele i patrząc na tych pasibrzuchów którym tylko pieniądze,dziwki i inne rozrywki są w głowie postanowiłem nie chodzić do kościola.Nawiązując do tematu miałem przyjemnośc kilka razy uczestniczyć w mszy w Kościele Mariawickim.Powiem Wam jedno-TO JEST INNY ŚWIAT!!!!! Podejście do religii i ludzi(co dla mnie jest najważniejsze) powoduje że do tego koscioła chce się iść!!!! Nie ma polityki nie ma ‘nakazów politycznych’ nie ma przymusowych nauk spotkań przedmałżeńskich,do chrztu i komunii.Czegoż teoretycy katoliccy mogą nauczyć przymusem? Zycie i tak koryguje wszystkie nauki a postępowanie naszej katolickiej pasibrzuchowej biurokracji tylko zniechęca młodziez (naszą przyszlość) do odwiedzania kościoła. U Mariawitów nie ma obowiązku głosowania na dane partie polityczne i nawet slowa o polityce, nie ma ustalonych z kosmosu stawek za posługi typu ślub pogrzeb.Jest za to przysłowiowe ‘co łaska’ i przychylne z usmiechem podejście do czlowieka. Na chwilę obecną żałuję że jestem Katolikiem.Wg mnie ten maly Mariawityzm powinien być wzorem do naśladowania dla poczynań ‘naszych’ zapasionych i wulgarnych pasibrzuchów!!!!!
Typowe egoistyczne podejście. Wiara wymaga poświęcenia siebie i dawania przykładu. Zwykły zjadacz chleba, przeciętny polak zawsze znajdzie pole do narzekań. Ktoś kto pisze nie prawdziwe rzeczy względem kościoła katolickiego musi być strasznie zakompleksiony i być egoistą o czym świadczy podpis autora. Ważne też jest to że ktoś chwali mariawitów a podaje się za byłego mariawitę. Pytanie: dlaczego?
Masz typowo egoistyczne podejście pisząc nieprawdę o mariawityzmie. Powielając plotki, które uważasz za prawdę. Jesteś nie tylko zakompleksiony, ale i niedouczony. W Kościele Starokatolickim Mariawitów chrzest jest udzielany w imię Trójcy Przenajświętszej, bo gdyby było inaczej nie byłby on sygnatariuszem porozumienia w sprawie ważności chrztu jakie zawarł Kościół Rzymskokatolicki z Polską Radą Ekumeniczną, której członkiem jest KSM. Jeśli masz jakieś wątpliwości, albo potrzebujesz wiedzy spytaj. Nie rozsiewaj plotek, bo to źle świadczy o Tobie.
Sąsiedzie Mariawity: wyjdź człeku zza płota, poznaj świat i przede wszystkim zacznij od nauki ortografii i składni. W tym przypadku jak piszesz, tak Cię oceniają 😉 Poza tym: odsyłam do publikacji naukowych nt. wiary Mariawitów (piszę z wielkiej litery przez szacunek dla tych ludzi), może wtedy w porę schowasz klawiaturę i pomyślisz zanim się wypowiesz.
o mariawitach pisze się małą literą bo nie są kościołem, tylko poza kościołem 🙂 są grupą wyznań. Zachęcam do poczytania. W ogóle są fajne ciekawostki i nowinki na temat mariawitów i mariawityzmu. Polecam artykuł ks. Seweryniaka. Pisać dalej?:)
widać, że sąsiad Mariawitów nie darzy sympatią mojego wyznania, pewnie wiele lat mieszka obok MARIAWITOW ale nie chce bliżej poznać tego wyznania, niestety nie jest odosobniony, obok mnie mieszkają b. gorliwi Rzymskokatolicy, a jak znajdą się w moim kościele to nawet nie wykonają znaku krzyża, nic nie wiedzą o Mariawitach, rozsiewają tylko plotki albo ciągle wytykaja te same błędy z przeszłości mariawickiej, ciekawe gdzie w tych ludziach jest tolerancja, poszanowanie i miłość do bliźniego, wierzymy przecież w tego samego Boga tylko trochę inaczej. Ja jestem dumna, że jestem Mariawitką – jestem tolerancyjna, szanuję inne wyznania, umiem się zachować w innych kościołach, mam otwarty umysł, umiem samodzielnie myśleć i tego mnie nauczył Mariawityzm, żal mi tych wszystkich którzy w imię swojej wiary nie szanuja innych, mają ciasne umysły, ograniczeni są wieloma nakazami i zakazami wiary, ślepo wierzą księżom i wykazują zero samodzielnego myślenia, takich Rzymskokatolików mam wokół siebie / jasne, że nie można tak powiedzieć o wszystkich rzymsk.to jest moje odczucie z miejsca zamieszkania /
I znowu przypał. Zgodnie z zasadami języka polskiego wyraz Kościół w nazwach własnych związków wyznaniowych zawsze pisze się z dużej litery.
A poza tym pisz, pisz! Cóż Wielebny Ksiądz Profesor wie, czego nie wiedzą mariawici? Tylko pisz, proszę, prawdę, a nie te ploty z magla, którymi uraczyłeś czytelników tej strony. Ksiądz Profesor był członkiem komisji d/s dialogu mariawicko – rzymskokatolickiego, to może się dowiedział czegoś nowego, czym podzielił się z Tobą, Bracie Sąsiedzie. A jakiego mariawity jesteś sąsiadem?
no i zatkało nam mojego rzymskokatolickiego sąsiada;) Jak masz coś mądrego do napisania zakompleksiony, zaślepiony Twoimi pasibrzuchami to pisz.Jesli nie to schowaj swoje wywody i idź krowy doić bydlęciu!!!!
Nie wydaje mi się żebym w jakikolwiek sposob zlamal regulamin.Wychodzi na to że pan Administrator układa się z ‘naszymi’ pasibrzuchami;) Pozdrawiam
A ja jestem dumna z tego że jestem mariawitką , nie wyobrażam sobie że mogło być inaczej i pozostanę do końca swoich dni !! 🙂
To piękne postawa, prawdziwie chrześcijańska i mariawicka…
Dyskusja pod tym tekstem dowodzi ogromu niewiedzy o mariawityzmie w naszym społeczeństwie. Jest to tym bardziej przykre dla nas, mariawitów, że nawet “sąsiedzi” -zamiast pogadać a mariawitami, nie dość, że plotą banialuki, to jeszcze starszą wielebnym Księdzem Profesorem. Brakuje dobrej woli naszym braciom rzymskim, by przestać wreszcie powtarzać zgrane pomówienia, a sięgnąć po rzetelną wiedzę. A przez ostatnie dwadzieścia lat ukazało się kilkanaście rzetelnych opracowań. Pora otworzyć okna domów i plebanii, by przewietrzyć je i wyzbyć się zapleśniałych opinii i zleżałych poglądów…
Nie chcę pisać czy to samo dobro czy jakieś zło – nie wiem. Nie wnikam i nie ingeruję w życie innych ludzi.Mam jednak pytanie na które może ktoś udzieli odpowiedzi : Czy u Mariawitów sposób rozliczania wszystkich wpływów do kasy jest taki sam jak u katolików ?Nie myślę tu o wysokości wpłat ale o sposobie ich kontroli. Czy członkowie wspólnoty wiedzą od A do Z o wysokości wpływów i wydatków czy tak samo jak u katolików jest wolna amerykanka?
HASŁO; Wiara wmaga poświęceń proszę zastąpić obecnie: Wiara wymaga pieniędzy.
W każdej parafii mariawickiej działa rada parafialna i to ona kontroluje wpływy i wydatki 🙂
Moi drodzy, wpierw, zanim przystąpicie do krytyki zapoznajcie się z Mariawityzmem. Nasza Najdroższa Mateczka – święta Maria Franciszka przekazała światu tak wielki skarb – Dzieło Wielkiego Miłosierdzia – Boże Dzieło Ratunku i Odnowy Świata! Mariawici nie pragną niczego więcej tylko tego, aby Chrystus był uwielbiony, znany i miłowany w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza. Swoim życiem pragną naśladować życie Maryi opierając je o Objawienia Mateczki i Jej duchowe wskazówki. Wierzymy że tylko w ten sposób może dokonać się odrodzenie! odnowienie całego świata! Jeśliby wszyscy ludzie zapałali miłością do Jezusa Eucharystycznego, często i godnie przyjmując Go w Komunii Świętej oraz adorując go a także miłowali bliźnich tak jak samych siebie to wtedy ziemia stałaby się odbiciem nieba a na ziemię przyszłoby obiecane Królestwo Boże, o które każdy z nas prosi w pacierzu: “Przyjdź Królestwo Twoje”. Mariawityzm ukazuje że mistyka jest dostępna dla każdego, że Duch Święty może każdemu otworzyć sumienia i serca na swoje natchnienia. Moi drodzy nie krytykujcie tego co nie znacie lecz otwórzcie się na Boży głos który woła: “Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy obciążeni i utrudzeni jesteście a ja wam dam odpocznienie”. Może to też wina nas – mariawitów że opuściliśmy się w pierwotnej gorliwości, zbyt mało adorujemy Utajonego Pana i zbyt trudno jest nam wybaczyć, tym którzy nas prześladują…
Piękny komentarz teologiczny!!!
Cieszy mnie tak duże zainteresowanie wypowiedzią kpł. M. Dominika, ale martwi skala niewiedzy oraz – tak to ujmę – trwanie w Kościele przedsoborowym, dużej części osób wypowiadających się pod tym tekstem. Ale wszystkim dziekuję za zainteresowanie. Pozdrawiam!
Nie rozumiem ludzi, którzy piszą “katolicy” i “mariawici”. To są po prostu rzymscy katolicy i mariawiccy katolicy. Ale wszyscy są katolikami.
To nie takie proste. Hierarchie Kościołów bardzo sie starają, by podkreślać własną odrębność. Mimo wielu osiagnięć ekumenii tego zjawiska nie udało się przewalczyć. Katolicy rzymscy mają wpajane od dzieciństwa, że ich wyznanie jest “najprawdziwsze”, a przynależność do niego “najbardziej podoba się Bogu” i prawie zapewnia zbawianie – pod warunkiem posłuszeństwa hierarchii. Natomiast mariawitom katolickość (rzymska) kojarzy się z wypędzenim ich z Kościoła powszechnego, bo bardziej cheili słuchać Boga, niż ludzi (hierarchii) a przede wszytskim krzywdami doznanymi od “prawiernych” katolików od początku samodzielnego bytu Kościoła Mariawitów. A jeśli jedni nie “wpuszczają” mariawitów w obręb wąsko pojmowanego katolicyzmu, a mariawitom jeszcze nie zabliźniły się rany w duszach Twoja słuszna ze wszech miar konstatacja jest wyłącznie pobożnym życzeniem. Pozdrawiam!
Oczywiście Kościół Starokatolicki Mariawitów nie chrzci w imię Mateczki Kozłowskiej, ale drugi odłam mariawityzmu – Kościół Katolicki Mariawitów – udzielał takich chrztów w przeszłości.
Może Ksiądz Miller opowie o naturze stosunków jakie łączyły M.F.Kozłowską z mariawickimi biskupami? Może poopowiada o małżeństwach kapłańskich, o tym jak wyglądało wprowadzanie zakonnic mariawickich do tzw. “Kościoła Filadelfijskiego”? Dziwi mnie, że redaktor Mazur wychwala wszem i wobec wyznanie o tak mocno szemranej historii. Czy jako religioznawca nie zna PRAWDZIWEJ historii mariawityzmu?
Ta opowiedziana przez kpł. Dominika też jest prawdziwa. A jako religioznawca przestrzegałbym przed używaniem określenia” szemrana historia mariawityzmu”, bo, jak sądzę, znasz ją tylko z plotek, albo publikacji międzwojennej prasy. Przypomnę, że w tamtym okresie postawiono abp. M. Michałowi Kowalskiemu, zwierzchnikowi Kościoła mariawickiego, wiele zarzutów, z których go uniewinniono (np. tego, że był agentem carskiej Ochrany). Tzw proces płocki dotyczący rzekomych “nadużyć seksualnych” popełnionych przez tegoz hierarchę skończył się skazaniem, owszme, jednak w vottum separatum sędziego Alchimowicza, który był członkiem trybunały i nie znalazł dowodów winy arcybiskupa, znajduje się aż nadto wiele przykładów i naruszeń procedur sądowych, i (przede wszystkim) fałszywości zeznań świadków, manipulowania nimi (czyli “ustawiania procesu”) przez inicjatorów procesu. Lwia część “filarów oskrażenia” (b. zakonic mariawickich) wycofała swe zeznania po wyroku, szczegółowo opisują okoliczności i cel oskrażenia abp. Kowalskiego – co pzeszło właściwie bez echa w prasie ówczesnej, bo publiczność nie interesowała prawda, ale przekonanie o winie oskarżonego. Myślę – nie obraź się – że mentalnie należysz do tej samej grupy… A poza wszystkim innym, czy znasz “niemariawito” tak dobrze historię swojego Kościoła (bez względu na to, do jakiego należysz), że decydujesz się na osądzanie dziejów innych Kościołów? Pozdrawiam!
Panie Doktorze – co do rytu wstąpienia do “Kościoła Fildelfijskiego” to zgodnie z moją najlepszą wiedzą jego elementem był pocałunek w usta między arcybiskupem Kowalskim a mariawicką zakonnicą. “Niestety” (dla apologetów mariawityzmu) istnienie takiego obrzędu Kowalski potwierdził w czasie swego procesu. Wiem oczywiście jakim wynikiem zakończył się proces – ale nie o proces chodziło w moim wpisie. Zresztą – ani ja ani Pan nie możemy oceniać wyroku, gdyż, jak wiadomo, akta sprawy i nagrany w jej trakcie film zaginęły. Mamy tylko relacje w prasie. Ale i bez “procesu płockiego” abp Kowalski skompromitował się wystarczająco swoimi pomysłami teologicznymi i swoim zachowaniem – był człowiekiem bezględnym, stosował przemoc fizyczną i psychiczną wobec podległych sobie osób, ubierając się jednocześnie w szatki eterycznego mistyka. Tylko przypomnę, że głosił swoją osobistą władzę nad każdym mariawitą w KAŻDEJ kwestii – nie tylko w sprawach religii. Oczywiście osoba biskupa Kowalskiego to jedna strona medalu. Druga to sama M.F. Kozłowska – kwestia jej wizji jest, mówiąc delikatnie, – bardzo dyskusyjna.
Można by tu bardzo dużo pisać o odjazdach mariawityzm… Dziś ten Kościół prezentuje się jako stateczny ale nie taka była jego historia.
1. Nie wiem, co Pan ma na myśli, pisząc o kompromitacji “pomysłów teologicznych” abp. Kowalskiego, ponieważ teologia, będąc “nauką” w najwyższym stopniu spekulatywną, nie pozwala na określenie, co jest, a co nie jest “zgodne z prawdą”, czy też “obiektywnie poprawne” – wszystko zależy od woli i pomysłu egzegetów teologie piszących. Dlatego nigdy nie oceniam zasadności, a tym bardziej “prawdziwości” takich, czy innych rozstrzygięć teologicznych.
2. Biorąc powyższe pod uwagę, nie oceniam i nie odnoszę się w żaden sposób do “prawdziwości” niczyich objawień. Bo tylko osoba mówiąca o sobie, że doznała ich wie, czy były one faktem duchowym, czy nie. Wiem natomiast, że wiele mistyczek z tego okresu miało najróżniejsze przeżycia mistyczne, które Kościół rzymskokatolicki badał, a nawet bada do tej pory. Pewnne jest i to, że nawet kwestionując obajwienia M. F. Kozłowskiej, nie da się odmówić zasadności ich przesłaniu, czyli wskazywaniu potrzeby duchowego “uleczenia” Kościoła w Królestwie Polskim (choć nie tylko…), bo takowego “leczenia” wymagał. I to pilnie.
Poza tym współcześni teologowie katoliccy przyznają, że w treści objawień M. F. Kozłowskiej nie znajdują nic, co byłoby przeciwne doktrynie katolickiej. Opinię tę podtrzymała Komisja d/s Dialogu katolicko-mariawickiego. Natomiast strona katolicka wskazała na nieposłuszeństwo kapłanów Mariawitów, jako najważniejszy powód potępienia ich Zgromadzenia.
3. Mam wszelkie powody przypuszczać, że akta podręczne tzw. procesu płockiego znajdują się w posiadaniu Kościoła rzymskokatolickiego (najpradopodobniej kurii płockiej). Co stało się z aktami głównymi – nie wiem.
4. tzw. “Kościół filadelfisjki” nie doczekał sie opracowania źródłowego, bo takich źródeł nie ma. Opisy “łączenia” się abp. Kowalskiego z osobami zapraszanymi do jego składu (a tworzyli go duchowni mężczyźni i siostry) znam z opowieści samych mariawitów, którzy wszakże jako źródło wiedzy wskazywali opowieści zasłyszane od rodziców, bądź dziadków. Nie jest dla mnie niczym szczególnie wstrząsającym to, że (zakładając, że tak było) abp. Kowalski całował siostry w usta. Istnienie tego “Kościoła” zostało przerwane przez rozłam w mariawityzmie w 1935 i to był koniec tego epizodu.
5. Co do charakteystki abp. Kowalskiego różnimy się zasadniczo, ale to nie miejsce na szczegółowe dowody w sprawie. Nie był człowiekiem łatwym we współżyciu, ale na pewno nie aż takim “brytale”, jakim Pan go widzi.
6. I na koniec: proszę wskazać taki Kościól, który będąc dziś “statecznym”, nie miał całkiem innej przeszłości.
Pozdrawiam!