REKLAMA
14.6 C
Siedlce
Reklama

Tacy ludzie to dar od Boga

– Gdy się pojawili w okolicy, zrobiło się zamieszanie. Byli obcy, wyglądali inaczej. Myślałem, że to Żydzi. Mieli czarne kapelusze i brody wycięte w szpic. A te ich kobiety? Jak zakonnice: białe czepki, sukienki jak habity – mówi o amiszach starszy mężczyzna, spotkany między Pustelnikiem a Cezarowem.

– Teraz nachwalić się ich nie mogę. Tacy ludzie to dar od Boga. Biednie żyją, a jeszcze pomagają innym. Mleko darmo rozdają, bo ich krowa mocno mleczna. Siano najpierw zwożą sąsiadów, a dopiero potem zabierają się za swoje, choćby w powietrzu wisiała największa burza. Gdy Jakub jedzie na targ, to wszystkich po drodze zabiera, a potem pół dnia rozwozi. Nikt z naszych by o tym nie pomyślał… czytamy w tekście Tomasza P. Terlikowskiego „Zapomniany świat amiszy”. 

Nowy porządek w boskich sprawach 

Najgorsze było nastawienie ludzi. Jakub nie zawsze rozumiał, co mówią w sklepie, lecz wystarczyło, żeby wyczuć dystans i niechęć. Kiedyś w autobusie komuś nie spodobała się wystrzyżona broda, innym razem na targu usłyszał: „bin Laden”. – Czym ich sobie zjednaliśmy? Dobrym sercem. Doświadczamy krzywd, ale sami nie zadajemy cierpienia innym – tłumaczy Jakub. 

Choć powoli przyzwyczajali się do życia poza zborem, brakowało im kontaktu z wyznawcami ich wiary. Szukali wspólnoty podobnej do tej, którą tworzyli w Ameryce. Znaleźli – zbór Kościoła Zielonoświątkowego, z siedzibą na peryferiach Warszawy. Poczuli ulgę, że nie są sami. 

– Jeździmy tam w każdą niedzielę. Ale nie wszystko mi odpowiada; nie lubię instrumentów muzycznych przy psalmach, bo to tylko hałas. Nie pasuje mi, że nie uznają niektórych fragmentów Pisma. Po co wprowadzać nowy porządek w boskie sprawy? – pyta Jakub. 

Rodzinna wyprawa do stolicy to święto. Jakub uruchamia wtedy swojego zdezelowanego forda transita. Wszyscy zakładają buty (w tygodniu chodzą boso, oszczędzają zelówki) i odświętne stroje: chłopcy spodnie na szelkach, dziewczynki szaroniebieskie bluzki i długie spódnice. Anita sama je szyje, nauczyła się w zborze. Przez ponad 2 godziny modlą się śpiewają psalmy. 

Najwięcej zła pochodzi z serca

Jakub jest tam szanowany. Ma opinię filozofa. Ostatnio dzielił się swoimi przemyśleniami. Ma ich wiele, bo rozmyśla o Bogu nawet wtedy, gdy rozrzuca na polu obornik. – Bóg nie potrzebuje sług i najemników. Chce osobistej relacji z człowiekiem, nie przez księdza czy pastora – mówił, a wszyscy potakiwali z uznaniem. 

Kiedyś wiernie przestrzegał amiszowych tradycji, dotyczących ubioru i tego, co im zakazane. Ale po latach doszedł do wniosku, że nie mają one wiele wspólnego z wiarą. Raczej ją tylko markują. Bo co złego jest w tym, żeby amisz używał telefonu? – Telefon i samochód ułatwiają życie w lesie, tylko tyle. 

Najwięcej zła pochodzi z serca człowieka – ocenia. Jednak telewizora i radia w ich domu nie ma. – Wolny czas wolę przeznaczyć na czytanie Pisma – uważa. To jego drogowskaz. Ostatnio odkrył, że w Piśmie nic nie ma o białych czepkach (tradycyjni amisze uważają, że to jedyne dozwolone nakrycie głowy dla kobiet). – Teraz chodzę w chustce. Bóg chce, bym nakrywała głowę, ale jest mu obojętne, czym – mówi Anita. 

„Miłować” zamiast „kochać” 

Do Polski przyjechali w 1993 roku, aby założyć zbór. Byli świeżo po ślubie. Jakub miał wtedy 24 lata, Anita – 26. Pobrali się z miłości? Są zdziwieni pytaniem. – Uczucia są kruche. Szybko gasną. Dlatego zamiast „kochać” wolę słowo „miłować”. To oznacza, że będę miły dla tej kobiety niezależnie od targających mną uczuć. Bo uczuciem nie można kierować, ale sami decydujemy, jak chcemy traktować drugiego człowieka – objaśnia Jakub. 

Przyznaje, że wyczuł w Anicie tę samą determinację. Ona także chciała szerzyć swą wiarę poza zborem. Dlatego 6 tygodni po ślubie zjawili się w Polsce. Wiedzieli jedynie, że leży w Europie. Znali dwa słowa: proszę i dziękuję. Razem z nimi były 2 inne rodziny, kilku młodych mężczyzn oraz ojciec Jakuba, który miał być diakonem. 

Osiedlili się pod Warszawą. Wynajęli od sołtysa starą szkołę na zakład stolarski. Zaczęli robić meble. Ale na wsi ludzie nie mieli pieniędzy, by je kupować. Dzieło ewangelizacji też nie wychodziło, bo nie znali języka ani kultury, i zamknęli się we własnej społeczności. Zniechęceni, po 3 latach zaczęli wyjeżdżać. Zostali tylko młodzi Martinowie. 

– Czułem, że Bóg tego chce – tłumaczy. Początki były trudne. Jakub nie mógł znaleźć pracy. Myślał, że będzie uczył angielskiego. Ale skończył tylko 8 klas w zborze, nikt nie chciał zatrudnić takiego nauczyciela. Łapał więc, co się dało: na budowie, przy wyrębie lasu. Na pomoc rodziców nie mógł liczyć. Nie przysyłali pieniędzy, bo chcieli, żeby wrócił. W końcu ojciec wyrzucił go ze zboru za odstępstwa od tradycji. 

Na rozmowę zawsze trzeba znaleźć czas 

Jakub Martin mówi po polsku, jakby się tu urodził. Zero obcego akcentu. – Dobrze znam historię polski, a języka uczyłem się, czytając Sienkiewicza. Podoba mi się też Prus, bo szybko rozwija akcję. Ale najczęściej sięgam po Biblię – mówi. (…) Jego żona: szczupła, w prostej sukience do kostek i chustce na głowie zniszczone ręce wyciera w fartuch. 

– Kończę wekować fasolkę, wczoraj robiłam przecier z pomidorów. Jeszcze na swą kolej czeka papryka – mówi energicznie, z amerykańskim zaśpiewem. – Niech czeka! – macha ręką. – Na rozmowę z drugim człowiekiem zawsze trzeba znaleźć czas – uśmiecha się i zaprasza do przestronnej kuchni. 

– Pokoje jeszcze mamy nieurządzone – tłumaczy gospodyni. Na środku stoi duży stół, wokół dziewięć krzeseł, każde inne. (…) Najpierw przyszedł na świat Ruben, potem Jozue, Ilona, Zofia, Waldemar, Krzysztof i Stefan. – Wybierałam dla nich amiszowe imiona. Gdy poczułam, że Polska staje się naszym domem, zaczęły mi się podobać imiona słowiańskie – opowiada Anita. 

Jest czas pracy i czas zabawy 

– Żywimy się tym, co da nam ziemia. Do sklepu chodzę tylko po cukier albo smalec. Mam swoje jajka, a z mleka robię ser i masło. Sąsiad pomógł zabić byka, więc zapas mięsa też jest – cieszy się. Dziś jak zwykle wstała o szóstej. Upiekła na kuchennej blasze ciasto z razowej mąki, z owocami. 

Obudziła dzieci. Po śniadaniu (…) trzymali się za ręce, śpiewali psalmy na cześć Boga. Potem Anita każdemu dziecku przydzieliła zadanie: jedni zmywają, inni doją krowę, sprzątają obejście. – Nie protestują. Wiedzą, że jest czas pracy i czas zabawy – opowiada ich mama. 

– Obiad! – Anita wychyla się przez okno i woła dzieci. Natychmiast przybiegają, pomagają rozłożyć talerze i sztućce. Potem siadają na krzesłach i grzecznie czekają. Cisza jak makiem zasiał. przerywa ją apel Jakuba. – Pomódlmy się. Zamyka oczy i szepce słowa modlitwy w rodzimym języku. (…) 

Jedzą w milczeniu. Po obiedzie Ruben i Jozue zmywają naczynia. Dziś ich kolejka. – U nas jest porządek, do którego dzieci muszą się dopasować. Nie wolno kłamać, to fundament. Kto nie przestrzega zasad, jest ukarany. Dostaje klapsa – przyznaje gospodarz. Otwiera Biblię, czyta (jakby chciał się usprawiedliwić): „Rózga i karcenie dają mądrość”. 

Umieją pracować, więc nie zginą

 Jeszcze niedawno mali Martinowie po mszy chodzili do szkółki niedzielnej. Ojcu nie spodobało się jednak, że nie umieli powiedzieć, czego się nauczyli na lekcji. (…) Szkoła? Nie posyła ich do niej. Mają obywatelstwo amerykańskie, więc obowiązek szkolny ich nie dotyczy. 

Czy to dobrze? – Chcę swe dzieci wychować na uczniów Chrystusa, a nie zaśmiecać ich głowy świecką wiedzą – mówi ich ojciec. Nie obawia się, że bez wykształcenia nie znajdą pracy. – Ilu jest w Polsce prezydentów? A pracownicy fizyczni zawsze będą potrzebni. Moje dzieci umieją pracować, więc nie zginą – twierdzi.

Sami, razem z żoną, zajmują się ich edukacją. Dzieci umieją liczyć, pisać i czytać. Uczą się z książek, które dostają z amerykańskiego zboru. Innych czytać im nie wolno. W kuchni wisi szkolna tablica. Dzieci codziennie, pod okiem mamy, trenują na niej pisanie i liczenie. 

Może kiedyś Jakub stworzy grupę, która zechce żyć tak jak on? Prosto. Zwyczajnie. Z Bogiem. Ufa, że przekona do swej wiary także dzieci. – Ruben, mój pierworodny syn, jeszcze nigdy nie zapytał, czemu jest tak, a nie inaczej. Widocznie mi ufa. Ale dopiero gdy dorośnie, sam zdecyduje, czy być amiszem. Wtedy przyjmie chrzest, zapuści brodę – mówi. 

(fragmenty reportażu „Codziennie staramy się żyć dla Boga” Agnieszki Rakowskiej-Barciuk, zamieszczonego w październikowym miesięczniku „Claudia”) 


Amisze
to chrześcijańska wspólnota religijna, wywodząca się ze Szwajcarii. Są odłamem szwajcarsko-alzackiego-południowoniemieckiego anabaptyzmu, który powstał w wyniku schizmy, dokonanej przez starszego Jakoba Ammanna z Erlenbach, w kantonie Berno. W latach 1693-97 jego grupa wydzieliła się z szerszej wspólnoty anabaptystycznej w Szwajcarii. 

Przyczyną schizmy były niezwykle radykalne poglądy Ammanna, który chciał, by przepisy religijne regulowały wszelkie sfery życia społecznego – począwszy od życia rodzinnego, a skończywszy na: sposobie ubierania się, strzyżenia brody, rodzaju kapelusza czy guzików przy kapocie. Uważał on również, że wszyscy, którzy otwarcie nie przyznają się do anabaptyzmu, nie będą zbawieni. 

Podstawą nowego wyznania stały się zasady Menno Simmonsa i mennonickie wyznanie wiary z 1632. Po śmierci Ammana, sporo amiszów wyemigrowało do Ameryki. Ci, którzy pozostali w Europie, wrócili do gmin mennonickich. Amisze przetrwali tylko w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, gdzie pierwsze ich grupy przybyły ok. 1720 roku. 

Grupa rozpadła się na:

– Amiszów Starego Zakonu (Old Order), którzy w latach 1850-80 sprzeciwili się jakimkolwiek zmianom tradycji i przystosowaniu się do nowoczesności; pozostali przy: holenderskich, szwajcarskich i niemieckich zwyczajach swoich przodków; 

Conservative Amish Mennonite Conference (z czasem pozbyli się z nazwy słowa Amish); 

Alzackich Amiszów z: Illinois, Indiana i Ohio, którzy w latach 1865-75 utworzyli Evangelical Mennonite Church (z tej grupy wywodzą się Martinowie)

Dla większości amiszów językiem obrzędowym jest niemiecki, choć pewna ich część przyjęła w pełni język angielski. Grupa ta jest także bardziej liberalna w swoich zasadach. Na co dzień konserwatywni amisze posługują się dialektem niemieckiego, zwanym Pennsylvania Dutch (dutch pochodzi od niem. deutsch). 

Żyją w odizolowanych wspólnotach, zorganizowanych wg nakazów niespisanego zbioru zasad, zwanego Ordnung, który reguluje wszelkie aspekty codzienności. 

Specyfika życia:

• ubierają się tak, jak ludzie przed 200 laty – w czarne kapoty bez guzików (używanie guzików stało się przyczyną rozłamu między dwoma ich wspólnotami), najbardziej konserwatywne grupy zakazują używania szelek oraz kolorowych koszul (można nosić jedynie białe); mężczyźni noszą czarne kapelusze, muszą mieć odpowiednio uczesane włosy; a kobiety nakrywają włosy czepkiem; 

• mężczyźni do ślubu golą zarost twarzy, żonaci zapuszczają długie brody; wąsy nie są tolerowane, gdyż kojarzą się z przynależnością do armii, a amisze są pacyfistami – nie odbywają szkolenia militarnego, odrzucają służbę wojskową i państwową; 

• opowiadają się za rozdziałem kościoła i państwa; • nie praktykują małżeństw z osobami spoza wspólnoty; 

• w ich domach nie ma: prądu, fotografii, telefonów, telewizji czy radia; sprzętów inżynieryjnych, wysokich dachów, zasłon w oknach i drzwiach, kotar oraz trawników; 

• zamiast samochodu przed domem mają bryczkę (białą, żółtą lub czarną w zależności od rodzaju grupy) i koniki; 

• prowadzą typowe życie rolników z okresu przed-przemysłowego; 

• nabożeństwa u najbardziej konserwatywnych amiszy odbywają się w domach najbardziej godnych tego gospodarzy; składają się ze śpiewanych pieśni i hymnów z XVI-wiecznego śpiewnika Ausbund; duchowni amiszy – kaznodzieje, diakonii i biskupi – wybierani są spośród świeckich i sprawują swoją posługę za darmo; 

• każda miejscowość amiszów tworzy całkowicie oddzieloną od zewnętrznych wpływów wspólnotę, jej członkowie są samowystarczalni i się wspierają; gdy dwoje młodych decyduje się na ślub – nowy dom dla nich buduje cała wspólnota; wszyscy składają się na potrzebne w domu rzeczy, zaś gdy jeden z gospodarzy zachoruje, pozostali wykonują za niego pracę. 

• każdy, kto nie stosuje się do zasad życia wspólnoty, jest z niej usuwany, a członkowie wspólnoty – nawet rodzice – nie mają prawa się z nim kontaktować, staje się on dla nich martwy; 

• nie wysyłają dzieci do szkół publicznych; uważają, że do 14. roku życia nie potrzeba im wykształcenia wyższego niż podstawowe; 

Choć większość wyznań chrześcijańskich traci swoich wiernych, amisze od lat rozwijają się liczebnie. Może dlatego, że współczesny człowiek potrzebuje jasnych reguł, prawd i zasad. Te zaś amisze bez wątpienia posiadają. 

(opr. Ana na podstawie tekstu Tomasza P. Terlikowskiego oraz Wikipedii)

1 KOMENTARZ
  1. Prostota
    Piszę pracę o Żuławach Wiślanych, doszłam do części o bogactwie kultury na tym terenie… No i utknęłam, ponieważ zapomniałam, że w ogóle piszę coś. Tak się wczytałam w ten odłam religijny, fascynująca prostota, wspaniali, pokorni ludzie, ciepło-naturalne, nie to usawane… Nawet nie wiem, co mam tu napisać, ale nie mogłam się jakoś powstrzymać. Podziwiam i dziękuję, że jesteście.e-mail tanita17@wp.pl

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

  • Tagi
  • N

Najczęściej czytane

Ciąg dalszy sprawy z Brzezin – dziecko urodziło się żywe

Wykonano sekcję zwłok noworodka, którego ciało znaleziono w śmietniku...

Wypadek na DK2 w Ujrzanowie

Na rondzie w Ujrzanowie doszło do zderzenia dwóch samochodów. Przed...

Mińsk Mazowiecki: Robotnika przysypała ziemia

W Mińsku Mazowieckim podczas prac ziemnych na ul. Dąbrówki...

Śmiertelne zderzenie w Mlęcinie (aktualizacja)

18 czerwca ok. godz. 18 w miejscowości Mlęcin na skrzyżowaniu drogi powiatowej 2212W Jakubów-Dobre z drogą gminną doszło do zderzenia dwóch samochodów osobowych.

Pijany jechał na samych felgach

16 września (poniedziałek) po godzinie 20 dyżurny garwolińskiej komendy...

Zginął młody mężczyzna. Wybuchy w stodole – nowe fakty!

W pożarze drewnianej stodoły w Ryczycy (gm. Kotuń) zginął 20-letni...

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje