REKLAMA
8.2 C
Siedlce
Reklama

Zwierzę ratujesz? Kasę wyprujesz!

Łukowianka zaciągnęła kredyt na leczenie bezpańskich zwierząt.

Dzieci po osiedlu nosiły na rękach osowiałą kotkę. Miała katar, parskała. Chciały kotce pomóc, ale nie wiedziały jak. Pani Anna, znana na osiedlu miłośniczka zwierząt, zabrała kotkę do weterynarza. Przez ten odruch serca ma kłopoty finansowe. 

Wszystkie samorządy lokalne w Polsce podejmują uchwały określające zasady opieki nad bezdomnymi zwierzętami. Wymaga od nich tego ustawa o ochronie zwierząt. W praktyce jednak troska o „braci mniejszych” wygląda dramatycznie.

W łukowskim Urzędzie Miasta padło stwierdzenie, że miejski program opieki nad zwierzętami jest dobry, ale dla mało wymagających. O tym, że nawet najlepsze przepisy same nie załatwią problemu, boleśnie na własnej skórze przekonała się Anna Zduńczyk z Łukowa. A dokładnie to na swym portfelu i… na skórze swoich kotów.

Gdy zauważyła na osiedlu, że dzieci noszą na rękach słabego, ledwie żywego kota, wiedziała, że zwierzę wymaga pomocy.

– Zwierzątko było wymęczone i najprawdopodobniej chore. Wzięłam je od dzieci. Miałam podejrzenia, że choruje na jakieś zapalenie układu oddechowego – opowiada A. Zduńczyk. – Zastanawiałam się, co robić. Urząd Miasta był już nieczynny, do prezeski Łukowskiego Towarzystwa Przyjaciół Zwierząt nie mogłam się dodzwonić. Wzięłam kotka w transporterek i poszłam do znanej mi osobiście członkini Stowarzyszenia Przyjaciół Zwierząt „Czaruś”, lekarki weterynarii Ilony Misiak. Na stronie internetowej stowarzyszenia przeczytałam, że nie jest im obojętny los opuszczonych zwierząt, a nawet ludzi, którzy opiekując się czworonogami, sami czasem popadają w tarapaty. Oni napisali: „nie będziemy patrzeć na zły los zwierząt i w każdy możliwy sposób im pomożemy.”

LECZYĆ ALE W DOMU

Doktor Misiak obejrzała chorą kotkę.

– Zaproponowałam leczenie, o ile pani Anna będzie do mnie ze zwierzęciem przychodziła. Nie zgodziłam się na pozostawienie kotki w lecznicy – wyjaśnia lekarka. – Nie mam warunków do przetrzymywania chorych zwierząt i nie wolno mi tego robić.

Panie poróżniły się. Anna Zduńczyk zarzuciła lekarce, że nie okazuje empatii i chęci pomocy cierpiącym zwierzętom. Z kolei lekarka oburzyła się, gdy Anna Zduńczyk zaproponowała eutanazję chorej kotki.

– Prosiłam, aby lekarka zlitowała się i zrobiła wyjątek, gdyż mam już w domu inne zwierzęta, które mogą zarazić się od przygarniętej kotki. Pani Misiak była nieugięta. Ostatecznie skierowała mnie do innego członka stowarzyszenia „Czaruś”, lekarza weterynarii Andrzeja Duszyńskiego – wspomina pani Zduńczyk.

Tam sytuacja się powtórzyła. Doktor nie zgodził się na leczenie stacjonarne, ale podał doraźnie leki przeciwzapalne i antybiotyk.

– A jak miałem się zgodzić?! Cóż to w ogóle za dziwna logika: pani nie może trzymać chorego kota w domu, bo zarazi inne zwierzęta, a ja w gabinecie, gdzie przychodzą ludzie ze swymi pupilami, mam mieć punkt rozsiewania wirusów? – komentuje doktor Duszyński.

DESPERACJA W OBLICZU CHOROBY

Anna Zduńczyk dowiedziała się, że szpital dla zwierząt prowadzi w Kąkolewnicy lekarz Andrzej Nowak.

– Skoro łukowscy lekarze-społecznicy nie mogli leczyć kotki stacjonarnie, to miałam nadzieję, że weźmie ją doktor Nowak. Pozostawała kwestia transportu. W desperacji zaczęłam o pomoc prosić policjantów. Nie zgodzili się użyć radiowozu do przewiezienia chorego zwierzęcia do lekarza.

Dyżurny oficer próbował skontaktować się z prezeską Towarzystwa Przyjaciół Zwierząt Urszulą Konstantą, bo jej organizacja podpisała z władzami miasta umowę o opiekę nad bezdomnymi zwierzętami.

Starania policji nie dały jednak rezultatów. Wszyscy umyli ręce, a ja zostałam sama z problemem i chorym zwierzęciem. Wzięłam więc kotkę do domu, ryzykując rozprzestrzenienie się choroby.

Następnego dnia w godzinach rannych udała się do inspektora Henryka Boska z Urzędu Miasta. Urzędnik sprawę załatwił jak należy. Kotka trafiła do lecznicy w Nurzynie, z którą miasto ma podpisaną umowę na leczenie bezpańskich zwierząt. Wszystko wskazywało, że kłopoty szczęśliwie się zakończyły. Było jednak inaczej.

LECZENIE Z KREDYTEM W TLE

Zachorowały Zośka i Lola, dwie kotki, którymi na stałe opiekuje się pani Anna. Twierdzi ona, że zaraziły się od bezdomnej „koleżanki”. Bilans jest taki, że kobieta ma teraz kredyt w banku, którym spłaciła należności za usługi weterynaryjne w lecznicy państwa Majchrzaków w Siedlcach. To właśnie tam leczyła swoje kotki.

– Jestem zarżnięta finansowo. Sama choruję, mam bardzo niską rentę, a doktorowi Krzysztofowi Majchrzakowi w sumie byłam winna ponad tysiąc złotych. Bankowy kredyt będę spłacała trzy lata – martwi się A. Zduńczyk.

K. Majchrzak wyjaśnił, że leczenie było bardzo drogie. Jedna z kotek miała niewydolność nerek i wątroby, a druga uszkodzoną rogówkę. Hospitalizacja zwierząt trwała kilkanaście dni. Na pokrycie części kosztów sam zdobył sponsorów. Kobieta zwróciła się już o wsparcie do kilku łukowskich stowarzyszeń zajmujących się opieką nad zwierzętami. Organizacje te albo nie mają pieniędzy, albo nie mają ochoty jej wspierać.

PIOTR GICZELA

List otwarty Anny Zduńczyk (fragmenty) Puste deklaracje, jakie w Internecie zamieszczają niektóre stowarzyszenia, zajmujące się statutowo opieką nad zwierzętami, skłoniły mnie do napisania tego listu. Jest on skierowany głównie do Stowarzyszenia Przyjaciół Zwierząt „Czaruś” z Łukowa, ale nie tylko.

Sprawy, które poruszam, powinny zainteresować również lekarzy weterynarii, urzędników i samorządowców. Stowarzyszenie „Czaruś” to kolejna w Łukowie organizacja, której deklaracje z Internetu są sprzeczne z rzeczywistością. Oprócz podania nr konta do wpłat, jego członkowie nie realizują szczytnych zapowiedzi. (…) Wiem to, bo okazując serce cierpiącemu zwierzęciu sama naraziłam się na cierpienia. Kto za to ponosi odpowiedzialność? W pierwszej kolejności ja sama. Mogłam nie interesować się konającą kotką. Mogłam pozwolić na zabawę nią dzieciom. Mogłam nie interesować się tym, że zwierzątko roznosi chorobę zakaźną. Mogłam? Nie! Bo już tak mam, że obok nieszczęścia spotykającego innych, a szczególnie niewinne zwierzęta, nie umiem przejść obok, zasłaniając oczy!

W perypetiach ze znalezioną, chorą kotką pomoc okazał Urząd Miasta i inspektor Henryk Bosek. W miarę posiadanych środków urząd wypełnia swoje zadania w zakresie opieki nad zwierzętami. Jest jednak pewne „ale”. W przypadku bezpańskiej kotki, która trafiła na leczenie do lekarza w Nurzynie, terapia okazała się niewystarczająca. Kotka zaraziła moje zwierzęta domowe, zanim trafiła do adopcji. Poprosiłam stowarzyszenie „Czaruś” o sfinansowanie jednej z usług weterynaryjnych. Odpowiedzi nie otrzymałam, a moich telefonów tam nie odbierają.

Skoro „Czaruś” nie czyni tego, co sam oferuje, to po co takie stowarzyszenie? Problem braku całodobowych dyżurów weterynaryjnych i miejsca leczenia stacjonarnego dla zwierząt chorych lub z wypadków, w mieście takim jak Łuków, to kolejna sprawa do rychłego rozwiązania. Czy tego miasta, środowiska lekarzy weterynarii i miłośników zwierząt nie stać, by wspólnie utworzyć centrum leczenia stacjonarnego zwierząt?

6 KOMENTARZE
  1. I znowu…
    Czy redagujący nie mają wyczucia klasy? Czy nie czują, że ten tytuł kompromituje gazetę, która zaprowadza “krawężnikowy”” slang do języka informacji?! Ludzie, miejcie szacunek dla siebie i Czytelników!!!! Czy w redakcji pracują nie dziennikarze, a pracownicy mediów, którym wystarcza 300 słów, by opisać świat i ludzkie emocje? “

  2. Ano nie pasuje!
    I co ja poradzę, że jestem wyczulony na czystość języka ojczystego? Pewnie, że mogę nie czytać, ale czy to polepszy jakość pracy osób redagujących gazetę? Wątpię… A Tobie – Szanowny WWL – także przydałoby się kilka lekcji ogłady językowej. Wiedza nie boli… Zachęcam…

  3. Dziękuje za życzenia.
    Zapewniam, że będę się trzymał “tej drogi””. Widzisz, w Polsce zawsze jest ten sam wybór. Jeśli nie jesteś inteligentem, to kim jesteś? Resztą, czyli wszystkim tylko nie nim… Oj, przypomniało mi się, jak kilkanaście lat temu pewna pani spytała dziewczynę, która rozmawiając z dużo straszą od niej kobietą (matką?): “”Czy widziała pani, Lady D. żująca gumę””. Odpowiedzi nie było. Pani więc dodała: “”To pewnie dlatego, że Lady D. jest damą…”” Kłaniam się nisko, Edku z Mrożka – chciałbym dopisać – ale nie wiem, czy kojarzy Ci się ta postać literacka. Jeśli nie zajrzyj do “”Tanga””, proszę… “

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najczęściej czytane

Zderzenie na DK2. Sprawca nietrzeźwy

W miejscowości Chromna, na skrzyżowaniu DK2 i drogi w...

Kontrowersyjne „alkotubki” – alkohol w opakowaniach przypominających musy dla dzieci

W polskich sklepach pojawiły się alkohole sprzedawane w tubkach,...

Atak nożownika

78-latek w samochodzie został zaatakowany ostrym narzędziem. W miejscowości Brzozowica...

Samochód uderzył w słup. Kierowca i pasażerowie byli pijani

Trzy osoby podróżowały w samochodzie mini one w chwili...

Nielegalny salon gier w Siedlcach. Przy pracownikach ujawniono narkotyki

Na terenie Siedlec zlikwidowano nielegalny salon gier. To efekt wspólnej...

Opiekun zmarł. Psy zostały bez domu

Bary, Kropka i Cyganek szukają kochających ludzi. Bary, Cyganek i...

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje