Piotr Giczela rozmawia z Leszkiem Sobiechem, który od niemal 6 lat dowodzi przed sądem, że doszło do zaniedbań ze strony ratowników i prokuratury.
Przed Sądem Rejonowym w Łukowie toczy się sprawa, w której oskarżonymi są ratownicy z karetki pogotowia. Sprawa toczy się od lat.
– To były dla mnie dramatyczne chwile. 26 maja 2012 r. moja żona Ewa, cierpiąca na astmę, miała bardzo silny atak choroby. Nie pomogły leki, wezwałem karetkę pogotowia. Mieszkaliśmy w Stoczku Łukowskim, 700 metrów od ośrodka zdrowia, przy którym stacjonuje dyżurna karetka. Powinna dojechać do nas w kilka minut. Żona dusiła się, straciła przytomność. Karetka przyjechała po kilkunastu minutach. Ratownicy stwierdzili ciężki stan, przywrócili żonie oddech i wezwali z Łukowa karetkę z lekarzem. Zanim żona trafiła do szpitala, minęła tzw. złota godzina. Ewa nie przeżyła, nie odzyskawszy przytomności zmarła w szpitalu. W procesie staram się dowieść zaniedbań ze strony załogi pierwszej karetki pogotowia. Chodzi o jej opóźniony przyjazd.
Opisywaliśmy to na łamach „TS” w artykule „Dlaczego moja żona zmarła” w listopadzie 2013 r. Minęło 5 lat i 8 miesięcy, a sprawa nie ma finału. Procesy medyczne, gdy w grę wchodzi śmierć pacjenta, są pełne emocji.
– Domagam się prawdy. Chciałbym mieć przeświadczenie, że zrobiłem wszystko, aby dociec prawdziwych powodów śmierci żony. Mnie kara dla odpowiedzialnych za śmierć Ewy nie interesuje. To już sprawa sądu.
Dlaczego nie można sprawdzić, czy karetka przyjechała spóźniona?
– Ratownicy i pielęgniarka z karetki plątali się w zeznaniach. Jedni twierdzili, że karetka jechała z włączonymi sygnałami, inni, że bez. Z jednych dokumentów wynikało, że czas dojazdu trwał 6 minut, a z innych wynikało, że karetka jechała z ośrodka zdrowia 11 minut, przejeżdżając aż 2 km. Pojawiały się historie o drodze rzekomo zablokowanej betonowymi słupkami, to znów o braku numeru na moim domu. Nie zgadzała się godzina przyjazdu, wpisana w karcie medycznych czynności ratunkowych z zapisami rozmów telefonicznych, które prowadziłem z CPR w Białej Podlaskiej. Z analizy dokumentów wynikałoby, że żonie udzielano pomocy o godz. 9.42. A to nieprawda, bo ja o o godz. 9.46 informowałem CPR, że żona straciła przytomność i błagałem o szybszy przyjazd karetki. Chciałem, by załogę karetki poddano badaniom na wariografie, ale prokuratura się nie zgodziła. Prokurator nie chciał też sprawdzić miejsc logowania się telefonów komórkowych załogi karetki do tzw. punktów BTS. A można byłoby na tej podstawie stwierdzić, gdzie znajdowała się karetka w chwili przyjęcia mojego wezwania, odtwarzając drogę, jaką przebyła do mojego domu przy ul. Klonowej. Prokurator nie widział potrzeby zabezpieczenia takich śladów, a operatorzy skasowali dane. Podobnie wątpliwe jest, aby zachowały się jeszcze dane w elektronicznej pamięci defibrylatora, którego używano przy reanimacji żony. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że zachowuje on w pamięci nie tylko parametry medyczne chorego, któremu udziela się pomocy, ale też rejestruje czas jego użycia. Na tej podstawie również można by stwierdzić, czy karetka miała opóźnienie, czy przyjechała na czas. Tych danych prokurator też nie zabezpieczył. Jestem przybity jego postawą. Jak on mógł tak zrobić?
Ale przed sądem jest jeszcze wyjaśniana kwestia tzw. GPS-ów w karetkach, czyli elektronicznych systemów wspomagania dowodzenia. Czy na podstawie zapisów z GPS nie można stwierdzić, o której godzinie do Pana żony dotarła karetka?
– Gdyby komuś zależało na wyjaśnieniu mojej sprawy, to oczywiście zapisy z systemu GPS pozwoliłyby określić czas wyjazdu karetki, drogę, którą przebyła, i czas przyjazdu. Ale komuś bardzo zależy na jej niewyjaśnieniu. Akurat 26 maja zepsuła się karetka, stale dyżurująca w Stoczku. Z Łukowa przysłano zastępczą. Gdy domagałem się danych z GPS, w ZOZ wyjaśniono, że w zastępczej karetce nie było go. Tymczasem przy zawieraniu kontraktu na ratownictwo medyczne informowano lubelski NFZ, że wszystkie dyżurujące karetki mają GPS. Za te urządzenia dostawało się punkty przy zawieraniu kontraktu. Podczas procesu dyrektor ZOZ wyjaśnił, że w przypadku awarii karetki system GPS jest przenoszony do innej. Odpowiadają za to zarządzający Stacją Ratownictwa. Feralnego dnia ktoś nie przeniósł tego GPS-a. A może przeniósł, tylko teraz lepiej udawać roztargnionego i mówić, że w karetce go nie było, niż dać sądowi dowody i pogrążyć kolegów? Nie wiem, jak było naprawdę. Wiem, że nikt nie przyznaje się do nieprawidłowego zachowania, które 26 maja 2012 r. mogło przyczynić się do śmierci mojej żony.
O jakim nieprawidłowym zachowaniu Pan mówi?
– Dyżurujący ratownicy podjeżdżali karetką do stoczkowskich sklepów po zakupy. Widywałem ratowników w ich charakterystycznych strojach w Topazie i w Biedronce. Dlatego podejrzewam, że kiedy wzywałem karetkę do żony, ratowników mogło nie być przy ośrodku zdrowia.
Minęło sporo czasu od śmierci Pańskiej żony, a Pan, jak widzę, wciąż to przeżywa.
– Ewa miała tylko 58 lat…
Dziękuję za rozmowę.
Tylko
co ten Gość chce osiągnąć? Wskrzesić zmarłego, czy pociągnąć kasę od lekarzy? W żadne dochodzenie sprawiedliwości nie uwierzę… Bo jakiej?
Ta….
Postaw się w sytuacji tego człowieka a uwierzysz we wszystko sceptyku….
Pięknie, Ogniu,
ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Skoro ktoś zmarł, to juz dla niego nie mozna zrobić. Więc po co denerwować siebie i innych? Jeśli ta sprawa nie “trąci”” kasą, to czym trąci – poza tym, że ma “”trupi zapach””? “
Ta…
Sceptyku to nie jest miejsce ani też okoliczność na wymianę poglądów, komentarz to komentarz , krótko zwięźle i na temat. Jednakże odpowiem Ci w tenże sposób : Policjanci z Wrocławia którzy zakatowali chłopaka na komisariacie też powinni ot tak po prostu sobie pracować dalej ?, przecież człowiek już nie żyje to po co ścigać sprawców ?, tak waga czynu jest niepomierna ale czyjaś śmierć z zaniechania to również przestępstwo jednakowoż jak i z działania. Niech postępowanie przed sądem wyjaśni czy doszło do zaniechania a jeśli tak to należy wyeliminować jego przyczynę i ewentualne skutki w przyszłości. Pozdrawiam i utnijmy te dywagacje bo choć człowieka nie znam to zapewne czyta te komentarze i trzeba naprawdę pisać ostrożnie wręcz subtelnie ażeby go nie ranić gdyż występuje tu jako żyjąca ale również ofiara tego zdarzenia i z pewnością to boleśnie przeżywa. Jakie są realia doskonale wiemy być może były przyczyny z powodu których karetka nie mogła dojechać na czas , niech rozstrzyga sąd.
Nie zgadzam się z Tobą, ale
szanuję Twoje do żywionych przekonań. Co się tyczy subtelności formułowania myśli – nie sądzę, aby była potrzebna. Skoro ów Gość, który “rozrobił”” sprawę jej nie ma, to dlaczego ma ją mieć ktoś inny? Czy Ty, albo ja łazimy “”szukając sprawiedliwości”” (samo pojęcie jest irytujące i puste, jak wudmuszka), która – jeśli nawet ją znajdzie – nikomu w niczym nie uczyni zadość? A już najmniej nieboszyczkowi…”
Ogień
Bardzo mądra wypowiedz, popieram.
Zdecydowanie .
Smutek żal ból pozostał dla człowieka, co tak naprawdę nikt go nie zrozumie, że dochodzi swojej racji . Naprawdę to boli a czas nie szybko zagoi rany ! ! !