Ktoś przywiózł na działkę pod Kałuszynem gigantyczne ilości odpadów chemicznych i… rozpłynął się w powietrzu. Burmistrz chce, żeby koszty utylizacji poniósł właściciel posesji, „Regionalne Drogi Podlaskie”. Czy to znaczy, że ta znana firma z Siedlec będzie musiała zapłacić miliony?
Przypomnijmy: 5 lutego przedstawiciele Komendy Powiatowej Policji w Mińsku Mazowieckim i Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska odkryli nielegalne składowisko niebezpiecznych odpadów.
Jak informuje Marek Sęktas, miński prokurator rejonowy, na prawie 2,5-hektarowej posesji w Ryczołku w gm. Kałuszyn znajdowało się około 6,5 tys. 1000-litrowych beczek z nieznaną cieczą.
SZEROKO ZAKROJONE ŚLEDZTWO
(…)
Prokurator Sęktas mówi, że ustalenie, do kogo należy działka, gdzie składowano beczki, „nie nastręczało większych trudności”. Nie podaje jednak szczegółów. Ustaliliśmy je sami. Chodzi o siedlecką spółkę „Regionalne Drogi Podlaskie”.
– Jesteśmy właścicielem tej posesji od wielu lat, ale z niej nie korzystaliśmy – opowiada prezes spółki
Mariusz Wierzchoś. – Rok temu postanowiliśmy poszukać kogoś, kto ją zagospodaruje. Kiedy wywiesiliśmy ogłoszenie na ogrodzeniu, zgłosiła się do nas firma z podwarszawskich Marek, zajmująca się logistyką. (…)
Przeczytaj także:
Gmina Kałuszyn: Afera śmierdząca chemią 2022-03-18
wyliczenia. Na jego miejscu
bym się z nimi wstrzymał. Na razie
na dobrą sprawę nie wiadomo, co
dokładnie jest w każdej z tych beczek.
Najpierw trzeba to ustalić, a potem
znaleźć kogoś, kto by to zutylizował
– komentuje Mariusz Wierzchoś.
Odpowiada też, co by się stało,
gdyby to jednak „Drogi Podlaskie”
musiały pokryć koszty utylizacji:
– Trudno mi spekulować, wolę poczekać
na wyniki śledztwa. Mam nadzieję,
że da odpowiedź na pytanie,
kto naprawdę jest winny i jak udało
mu się sprawić, że dziesiątki tirów bez
jakiegokolwiek nadzoru przewoziły
prawdopodobnie trujące odpady.
PO SZKODZIE
Prezes „Regionalnych Dróg Podlaskich”
jest pewien: firma nie odpuści.
– Podejmiemy wszystkie możliwe
kroki prawne, żeby udowodnić, że
w tej sprawie my też jesteśmy poszkodowanymi.
Na SKO świat się nie
kończy – mówi. I dodaje: – Moim zdaniem
to sprawa na lata, zwłaszcza że
w obecnej sytuacji międzynarodowej
i gospodarczej wiele rzeczy stanęło
pod znakiem zapytania.
Według Mariusza Wierzchosia
cała ta sytuacja to nauczka. – Niestety,
okazało się, że „mądry Polak po
szkodzie”. Coś takiego na pewno nie
raz zdarzyło się innym firmom i w
przyszłości dotknie kolejne. Co bym
im poradził? Żeby do umowy o wynajęciu
działki wpisały zamontowanie
tam własnego monitoringu. Jeśli
druga strona się na to nie zgodzi, to
znak, że ma nieuczciwe zamiary. My
wydajemy pieniądze na ochronę i
monitoring dopiero teraz, kiedy mleko
już się rozlało – kończy.
BARTOSZ SZUMOWSKI
działkę, była rzeczywistym jej dysponentem
– zdradza Marek Sęktas.
KTO JEST OFIARĄ?
7 lutego Urząd Miejski w Kałuszynie
wydał, powołując się na art.
26 Ustawy o odpadach, decyzję
administracyjną, nakazującą właścicielowi
terenu usunięcie beczek
w ciągu 2 miesięcy. Kilka tygodni
temu burmistrz Arkadiusz Czyżewski
wyjaśniał „TS”, że to przejaw
troski o mieszkańców. – Muszę zrobić
wszystko, na co pozwala prawo, żeby
te beczki wyjechały z mojej gminy.
Straż pożarna stwierdziła, że są
szczelne. A czy będą na przykład za
pół roku? – pytał.
„Regionalne Drogi Podlaskie” odwołały
się od tej decyzji do Samorządowego
Kolegium Odwoławczego
w Siedlcach. – Nie przyznajemy się do
materiałów, które są składowane na
tej działce – mówi prezes Wierzchoś.
– Trzeba to wyraźnie powiedzieć: jesteśmy
normalną, rzetelną firmą, od
lat działającą na rynku, która stała się
ofiarą działalności przestępczej.
TRUDNO SPEKULOWAĆ
Rozstrzygnięcie SKO powinno
zapaść już wkrótce. Jak pisaliśmy,
włodarz gminy Kałuszyn czeka na nie
z niecierpliwością. – Zutylizowanie tama
raczej nie życzy sobie, żebyśmy
patrzyli jej na ręce. Poza tym właściciel
działki nie powinien wchodzić na
nią bez zgody wynajmującego, żeby
nie być posądzonym o kradzież albo
sabotaż.
WRACAJĄCE MAILE
Kiedy „Drogi Podlaskie” dowiedziały
się, że na ich posesji w Ryczołku jest
nielegalne składowisko odpadów
chemicznych? – 4 lutego zostałem
poinformowany, że mam się stawić
w mińskiej komendzie. Dzień później
w mojej obecności weszły na tę
działkę służby. Dlaczego doszło do
akcji? Nie wiem, ale jakiś czas później
usłyszałem plotkę, jakoby ktoś chciał
podpalić to składowisko – relacjonuje
Mariusz Wierzchoś.
I dodaje: – Z tego, co wiem, firma,
która wynajęła od nas działkę, oficjalnie
nadal istnieje, ale maile, które do
niej wysyłaliśmy po 5 lutego, wracają
do nas. Nie próbowaliśmy innych kontaktów,
bo przestępstwem powinny
się zająć organy ścigania.
Prokuratura szybko doszła do
wniosku, że przedsiębiorstwo z Siedlec
nie dysponowało posesją, kiedy
składowano tam odpady. – Z ustalonych
okoliczności nie sposób jednak
również wnioskować, aby to osoba,
na której dane formalnie wynajęto
nia w sprawie zdobycia danych telekomunikacyjnych.
NIE BUDZIŁA ZASTRZEŻEŃ
Prokurator Sęktas mówi, że ustalenie,
do kogo należy działka, gdzie
składowano beczki, „nie nastręczało
większych trudności”. Nie podaje jednak
szczegółów. Ustaliliśmy je sami.
Chodzi o siedlecką spółkę „Regionalne
Drogi Podlaskie”.
– Jesteśmy właścicielem tej posesji
od wielu lat, ale z niej nie korzystaliśmy
– opowiada prezes spółki
Mariusz Wierzchoś. – Rok temu
postanowiliśmy poszukać kogoś, kto
ją zagospodaruje. Kiedy wywiesiliśmy
ogłoszenie na ogrodzeniu, zgłosiła się
do nas firma z podwarszawskich Marek,
zajmująca się logistyką. Chciała
tam zorganizować bazę transportową
i naprawiać samochody czy naczepy,
nawet nam zaoferowała takie
usługi. Ustaliliśmy cenę, a w międzyczasie
prześwietliliśmy tę firmę na
tyle, na ile pozwala prawo, choćby
sprawdzając, czy jest na „Białej liście
podatników VAT”. To, co ustaliliśmy,
nie budziło żadnych zastrzeżeń, więc
15 września wynajęliśmy ten plac na
czas nieokreślony – dodaje.
Prezes mówi, że od tego czasu
wielokrotnie jeździł do Warszawy
przez Ryczołek. – Z okna samochodu
widziałem to, o czym mówiła umowa:
naczepy i namiot, pod którym miały
być naprawiane – relacjonuje. – Czy
przeszło mi wtedy przez myśl, żeby
skontrolować, co tam naprawdę jest?
Nie. Byłem przekonany, że tamta fir-
Przypomnijmy: 5 lutego przedstawiciele
Komendy Powiatowej
Policji w Mińsku Mazowieckim i Wojewódzkiego
Inspektoratu Ochrony
Środowiska odkryli nielegalne składowisko
niebezpiecznych odpadów.
Jak informuje Marek Sęktas, miński
prokurator rejonowy, na prawie
2,5-hektarowej posesji w Ryczołku
w gm. Kałuszyn znajdowało się około
6,5 tys. 1000-litrowych beczek z nieznaną
cieczą.
SZEROKO
ZAKROJONE ŚLEDZTWO