Gomułkowskie, biedne lata 60. dobiegały końca. Do zagubionej gdzieś na Mazowszu wsi Kolonie Krypy koło Węgrowa właśnie docierała elektryczność. – Było nas dziewięcioro dzieci, ja druga z kolei. Ojciec miał pięć hektarów ziemi. Jak się wtedy mówiło “laski, piaski i karaski”.
fragmenty tekstu Piotra Adamowicza "Bez Danuty nie byłoby Lecha", opublikowanego w czerwcowym numerze miesięcznika "Pani"
"Nie miała wielkich oczekiwań. – Marzyłam o dobrym mężu, dzieciach, własnym kącie. Zrozumiałam, że aby mieć takie życie, muszę wynieść się z tego miejsca – mówi. Postanowiła wyjechać do Gdańska. W drodze na dworzec towarzyszyła jej matka. Miała łzy w oczach. Gdy za Danutą zatrzasnęły się drzwi ruszającego autobusu, 19-letnia wtedy dziewczyna pomyślała: „Ja tu już nie wrócę!". Nie bała się zmian. Chociaż jechała do obcego miasta, w Gdańsku mieszkała jej siostra Krystyna i jedna z ciotek, u której miała zamieszkać. – Czułam wtedy, że jeśli czegoś chcę, to musi mi się udać. Można to porównać do drzewa w ogrodzie. Jeśli zasadzi się je w dobrej ziemi i podlewa regularnie, to ono rośnie i rośnie. Ja byłam właśnie taką malutką, zaniedbaną roślinką, która odkryła w sobie siłę wzrastania.
Dostała pracę w kwiaciarni. Niebawem wpadł tam on. Chciał rozmienić pieniądze. Po tygodniu pojawił się znowu, właśnie wychodziła. Zapytał, czy może ją odprowadzić. Spodobał się jej. Zaczęli się spotykać. Choć miała na imię Mirosława, nazywał ją jej drugim imieniem z chrztu: Danka. Ona też je wolała, po latach zmieniła urzędowy wpis w dowodzie na Danuta Mirosława. Po roku znajomości, 8 listopada 1969 r. pobrali się. – Miesiąc wcześniej moja najstarsza siostra Krysia wychodziła za mąż, rodzina wyprawiła huczne wesele. Moje było skromne. Nie miało to dla mnie znaczenia. Moje marzenia właśnie zaczęły się ziszczać. (…)"
"Pewna jej znajoma zauważyła, że w ostatnich latach Danuta stała się bardziej zamknięta w sobie, w jej oczach pojawił się smutek. Inna przyznaje otwarcie, że będąc na jej miejscu, prawdopodobnie by zwariowała. Jeden z synów mówi wprost, że matka, która stworzyła bezpieczne gniazdo domowe, jest niedoceniana, że inna kobieta na jej miejscu wymusiłaby na mężu, żeby częściej bywał w domu i wypełniał obowiązki rodzinne. – W życiu nie ma nic za darmo – mówi stanowczo Danuta Wałęsa. I dodaje: – Byłam opoką i tarczą. W pewien sposób zapłaciłam za karierę męża. Nie mam rodziny, jaką kiedyś sobie wymarzyłam. Męża nadal cięgle nie ma w domu. A jeśli jest, to pochłania go Internet. Godzinami stuka w klawisze. Do towarzystwa pozostaje mi moja wierna suczka Majka.
Wałęsa powraca do wątku drzewa. – Przeżyłam 60 lat, niebawem 40-lecie mojego małżeństwa. Teraz jestem już starym drzewem, dojrzałym, które patrzy na pewne rzeczy z góry. Wszystkie dzieci – mam ich ośmioro – poszły w świat, już doczekałam się 10 wnuków, najstarsza wnuczka niebawem skończy 18 lat. Wszyscy starają się zjechać do nas na święta. (…) Rodzice wychowują, a dziadkowie chowają – rozpromienia się".
"Chce pan dać tytuł "Bez Danuty nie byłoby Lecha"? Nie wiem, czy mąż podziela tę opinię – Danuta Wałęsa się uśmiecha. – Nie ma co się zastanawiać, co by było gdyby – rzuca Lech Wałęsa. – No tak, ale splendory to ja zbierałem, a nie ona – dodaje po chwili". (opr. Ana)