Styczeń to okres, w którym księża udają się z wizytą duszpasterską do domów swoich parafian, czyli na tzw. kolędę. Coraz częściej wiele osób krytykuje ów zwyczaj „chodzenia po kolędzie”. Ludziom kolędowanie kojarzy się z trwającą kilka minut wizytą, za którą trzeba płacić. Księża twierdzą, że nie ma obowiązku dawania „kolędy”…
Choć oficjalnie obowiązku takiego nie ma, to jak nie włożyć pieniędzy do białej koperty? Przecież ksiądz zawsze ma ze sobą kartoteki z danymi parafian, w których odnotowuje się ofiary… A jak ktoś nie da kolędy, a potem będzie chciał ochrzcić dziecko czy wziąć ślub – może być problem… Tak więc ludzie narzekają i dają. Skąd ten strach i pruderia? Nie lepiej po prostu żyć zgodnie ze swoimi zasadami i, zamiast ględzić, po prostu księdza nie przyjmować. Niby takie proste, ale… Polska to kraj pruderii. Choć wielu do kościoła nie chodzi i nie identyfikuje się ze swoją parafią, to przyjmuje księdza po kolędzie. Ludzie ci godzą się na wizytę duszpasterską tylko po to, by sąsiedzi nie gadali…
Niektóre osoby najbardziej narzekają, na wymuszone datki. Niby są one dobrowolne, ale… W niektórych diecezjach biskupi zaczęli zabraniać księżom przyjmowania kopert z datkami. Od kilku lat zasadę tę stosuje cała diecezja opolska. Nowatorskie parafie są też w diecezjach tarnowskiej i krakowskiej. Parafianie mogą składać datki na Kościół podczas mszy, czy też wpłacać pieniądze na konto parafii. Takie rozwiązanie nie obowiązuje w Siedlcach. – Nie ma potrzeby zmiany sposobu pobierania ofiar podczas wizyt duszpasterskich. Jest to wieloletnia tradycja, a jeśli ktoś sobie życzy złożyć ofiarę w inny sposób, może to uczynić. Nie jest to forma obowiązkowa – mówi ksiądz Jacek Szostakiewicz, rzecznik prasowy siedleckiej kurii. Ksiądz J. Szostakiewicz podkreśla, że utrzymywanie bezpośrednich kontaktów między duchowieństwem a parafianami jest warunkiem powstawania i funkcjonowania parafialnej wspólnoty. Wielu jednak nie rozumie, jak można zintegrować się z parafią podczas kilkuminutowej wizyty, którą księża po prostu odbębniają.
– Zwyczaj kolędowania powstał w średniowieczu. Był to okres, kiedy powstawały pierwsze parafie katolickie w Polsce. Początkowo kolęda była pobieraną przez proboszcza, przy okazji błogosławienia domu, obowiązkową daniną parafialną za opiekę duszpasterską – wyjaśnia J. Szostakiewicz. Z tych średniowiecznych czasów to już chyba zostało tylko wspomnienie. Dzisiejsza kolęda jednoznacznie kojarzy się białą kopertą. Leżąca koperta na białym obrusie w czasie corocznej wizyty duszpasterskiej to polska tradycja, ale i powód do narzekań. Na forach poświęconych Kościołowi powtarzają się różne wątki, od zwykłego pytania: „Ile dajecie księdzu po kolędzie?”, do bardziej antyklerykalnych (np. „czarna mafia ściąga haracz”). I właśnie przez tę nieszczęsną kopertę wizyta księdza jest źle kojarzona. Nikt nie myśli o tym, że ksiądz przychodzi, by nas odwiedzić i porozmawiać. – Przy okazji kolędy składane są ofiary, które nie powinny być uważane za rodzaj pańszczyzny czy karnet na roczny spokój sumienia, ale powinny być dobrowolnym datkiem wynikającym z troski o potrzeby wspólnoty Kościoła – mówi rzecznik prasowy siedleckiej kurii. Najczęściej ludzie dają od 20 do 300 złotych. Tyle że dla „kolędującego” księdza zostaje z tego niewiele. Coraz częściej zdarzają się też puste koperty. Albo dla „przyzwoitości” – z pieczołowicie pociętą gazetą. Bardzo często domownicy są nieprzygotowani do wizytę. Dlatego w ostatnim czasie wiele parafii umieszcza na swoich stronach internetowych informacje o wizycie duszpasterskiej. Tak by mogli o niej się dowiedzieć ci, którzy rzadko chadzają do kościoła. Ludzie twierdzą, że zwyczajnie mają coraz mniej czasu: na „wizyty” w kościele czy też przyjmowanie księdza w domu. Wyczekiwanie godzinami na pięciominutową, zdawkową wizytę księdza, który nie zna swoich parafian, przestaje im odpowiadać. Rośnie też niechęć do „notesików” i kościelnych kartotek. Większość nie chce być wypytywana o to, jak żyje i gdzie pracuje. Może dlatego, że parafianie żyją coraz mniej zgodnie z tym, czego Kościół od nich wymaga. A może dlatego, że zwyczajnie nie mają ochoty się spowiadać z dosyć prywatnych spraw i pytania księdza traktują jak wścibstwo. – Adnotacje w kartotece są po to, by móc zaradzić wszelkim problemom w rodzinie podczas spotkań, na które prezbiterzy powinni umówić się w najbliższym terminie. Kartoteka służy także swoistej „inwentaryzacji” tego, co stanowi kształt parafii: odnotowaniu liczby wiernych, rodzin, małżeństw, dzieci, młodzieży, chorych; stan duchowy i religijny mieszkańców: liczba małżeństw niesakramentalnych, udział dzieci i młodzieży w katechezie, uczestnictwo w niedzielnej mszy świętej oraz potrzeby materialne ludzi biednych – wylicza ks. J. Szostakiewicz. – Wizyta duszpasterska powinna odbywać się bez pośpiechu i w atmosferze pełnej życzliwości i serdeczności. Tematyka rozmowy nie może być banalna, ale religijna i rodzinno-egzystencjalna. Wówczas wizyta kolędowa będzie zbliżać odwiedzanych parafian do parafii i Kościoła, wzbogacać osobiste życie religijne oraz ułatwiać osobisty i bezpośredni kontakt z kapłanem parafialnym. Taka wizyta będzie ewangelizacyjnym spotkaniem z tymi, którzy do kościoła już nie uczęszczają, są jednak na tyle życzliwi, że kapłana przyjmują w swoim domu – dodaje rzecznik prasowy kurii. Wielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że słowa księdza J. Szostakiewicza to tylko piękna mowa. Wiedzą z doświadczenia, że księża nie poświęcają zbyt wiele czasu i zaangażowania w wizytę duszpasterską. Biała koperta to nieodzowny element tej wizyty. Bo tak szczerze powiedziawszy, czy ludzie od tak, od siebie, chcieliby dobrowolnie wpłacić pieniądze na parafię? A przecież to m.in. z datków z kolędowania utrzymuje się nie tylko parafia, ale i kuria. Ksiądz Jacek Szostakiewicz uważa że „chodzenie po kolędzie” nie jest ciężką pracą, a i zbieranie datków raczej kleryków nie krępuje. – Sama koperta nikogo nie krępuje. Ona leży do momentu, aż któryś z domowników nie przekaże jej księdzu. To wynika z chęci ofiarowania pieniędzy na funkcjonowanie parafii. Jeśli ktoś nie chce, nie musi składać ofiary. Datki są dobrowolne. Kościół nie ma innych dotacji ze strony państwa. Z kolędy kuria otrzymuje pieniądze w zależności od wielkości parafii, tzn. liczby wiernych. Małe parafie nic nie płacą. Są to ofiary symboliczne, nie przekraczające pięciu procent – dodaje J. Szostakiewicz.
OBŁUDA
Więc po co przychodzi do każdego mieszkania na najczęściej 3 minuty? Czy po to aby podtrzymać więź z parafią, czy może po ludzku porozmawiać, a może idąc tropem ks Jacka pomodlić się wraz z rodziną ok. 1 minuty?
Sytuacja z zycia
Koleda, koleda, ofiara, ofiara, niby “placenie za kolede” nie jest obowiazkowe, to moze dojsc do sytuacji jak u mojej bliskiej znajomej. Przez 2 czy 3 lata nie przyjmowala ksiedza, bo a to przeprowadzka a to praca i jakos tak wychodzilo. Pewnego razu zostala poproszona na matke chrzestna, wiec poszla do kancelarii po zaswiadczenie czy cos w tym stylu, ksiadz wyjal akta i mowi: uuu, tutaj 2 czy 3 razy nie byla przyjeta koleda, prosze zaplacic za to. Podkresil ze ma pieniadze (bo niestety w siedlcach kazdy o wszystkim wie…czy ktos ma sklep czy nie, a w Jej przypadku wlasnie tak bylo-ma sklep). Nie wiem szczerze czy zaplacila zaleglosci za 2 czy 3 koledy ale wiem ze zaswiadczenie zdobyla i zostala matka chrzestna…
kolęda
A w archiidiecezji białostockiej podobno dwie koperty się daje: jedną na parafię, drugą dla księdza 🙂 A co do zależności ofiar i “usług” kościelnych to żaden problem. Żaden ksiądz nie odmówi z powodu braku ofiary, bądź jej wysokości (co innego odmowa przyjęcia wizyty duszpasterskej). Jeżeli tak, wystarczy zgłosić się do biskupa, i po sprawie 😉
Kolęda- wymuszony datek?
Nie. Z wieloletnich obserwacji, także tego rocznej, o ofiarę ksiądz się nie upominał. Kopertę włożyłem, jak co roku do otwartej teczki; wychodzi mi na to, że ofiara jest w pełni anonimowa.
kolęda
HMMMMMM już najwyższy czas aby ludzie byli trochę bardziej oświeceni, a jak widać to tak się zachowują jak w średniowieczu….LUDZIE to XXI wiek….kolęda, chrzciny, wesela, pogrzeby to jest księży tzw.chałtura i kasa idzie do ich kieszeni, jak kogoś stać to niech daje ale obecne czasy są bardzo ciężkie więc każdy powinien pomyśleć czy go stać …
koszty wizyty
rokrocznie obserwuję, jak ksiądz zapisuje ilość danej mu “ofiary”, zanim jeszcze opuści próg mojego domu. a wizyta rzeczywiście trwa od 3 do 5 minut.
Kolęda
Nigdy mi się nie zdarzylo aby ksiadz podczas wizyty sam się upominał o kasę zawsze jest ona wręczana ksiedzu przez domownika na koniec kolędy u mnie w parafii ksiądz pyta jak sobie radzimy czy są jakieś kłopoty , problemy zawsze można porozmawiać pyta czy mamy jakieś pytania czy zastrzeżenia co do działalnosci parafii Jak ktoś uważa że wizyta księdza to tylko branie kasy to niech w ogóle księdza nie przyjmuje albo niech ma odwagę i podczas wizyty powie co myśli a nie że daje a potem narzeka i obgaduje że księża tylko po kase przychodzą W mojej parafii zbierana kasa nie jest marnowana efekty widać i w kościele i wokół kościoła jak jest wszystko zadbane
Koszty wizyty
Ja również mam podobne doświadczenia kolędowe jak xxx. Przed laty, gdy
jeszcze mieszkałem na Os. Warszawska w czasie wizyty duszpasterskiej
kładłem na stole kopertę z datkiem. Nigdy nie zdarzyło się aby ksiądz sięgnął
po nią pierwszy, zawsze musiałem mu ją podać. Za pierwszym razem poczułem
do niego nawet pewien rodzaj szacunku, ale tylko do momentu gdy zajrzał
do koperty a następnie wpisał wysokość ofiary do kartoteki. Poczułem się jak
w Urz. Skarbowym. I jeszcze druga sprawa, w tym czasie syn miał jakieś 12-13
lat i uczęszczał na lekcje religii prowadzone przez wizytującego nas właśnie
duchownego. Co zrobił ksiądz dla podkreślenia relacji miedzy nim a wychowankiem ? Po poświęceniu mieszkania postanowił, jak to się wyraził,
“wygnać diabła zamieszkującego duszę każdego takiego, jak nasz syn urwisa”.
Zebrał starannie kropidłem pozostałą wodę święconą ( a pozostało jej całkiem sporo), a następnie energicznie strząsnął mu ją na twarz. Syn wyglądał
jakby wyszedł spod prysznica i ledwo tłumił złość, ja zresztą też poczułem się
podobnie jak on. Od tego czasu syn już kombinował tak, aby nigdy więcej nie
być w domu w czasie kolędy.
Na koniec jeszcze parę spostrzeżeń z wizyt kolędowych w moim bloku.
Zwykle osoby, które oczekiwały na nie , stały przed swoimi uchylonymi drzwiami i osobiście zapraszały księdza do siebie, ale zauważyłem również, że
wielebny nie mijał obojętnie mieszkań z zamkniętymi drzwiami, po prostu podchodził do każdych po kolei i dzwonił a nawet stukał.
Droga Mileno
Widzę, że bardzo Cię boli ten staroświecki, ciemnogrodzki zwyczaj i przypuszczam, że masz ogromy kłopot mentalny z tym, że te pieniążki trafiają do czarnych, a nie np. na szczytny cel w ramach corocznie organizowanych zbiórek przez WOŚP.
Do refeksji zostawiam wszytkim pytanie czy nie jest wymuszonym datkiem to, że z każdej ofiarowanej złotówki odpowiednia część MUSI zostać przenaczona na Woodsocki, Offsiak family itp.
I jeszcze jedno jeżeli rzeczywiście tak bardzo nie możesz tego znieść to podaj numer swojego konta wpłacę tam taką kwotę jaką w tym roku ofiarowałem w ramach kolędy. Może to troszeczkę zrekompensuje Twój nieukojony żal.
dajcie spokój
Ludzie, ale głupi jesteście. Popatrzcie na siebie i to co piszecie. Płaczecie, że księża po domach chodzą. A kto ich do domu wpuszcza? Krasnoludki? sami ich wpuszczacie. Mówicie, że bez tego ani ślubu, ani pogrzebu? A cywilnych ślubów i pogrzebów już nie ma? Można i bez klechy. To po co ich wpuszczacie? Przestańcie jak dzieciaki płakać nad sobą i myśleć, że ktoś się użali. Bądźcie bardziej konsekwentni. Albo rybki, albo akwarium. Pa niedołęgi
hm.. Podwójna moralność.
Droga Mileno, a czy nie uważasz, że akurat Ty na temat moralności i Kościoła tak malutko masz do powiedzenia?… Czy nie uważasz, że – mowiąc szerzej – ludzie Twojego pokroju raczej na ten temat niewiele mają do powiedzenia?…
(szanowny Panie Moderatorze – jednak zamieść tem wpis…)
Garść informacji…
W powyższych komentarzach jest wiele prawdy. Jesteśmy narodem samodzielnym o suwerennej woli. Możemy robić wszystko na co mamy ochotę, o ile to nie wykracza poza przyjęte ramy obowiązującego prawa. Z pewnością tak ten artykuł jak i posty czytelników przeczytał niejeden ten, który obawia się ostrej reakcji kościoła nie przyjmując księdza po kolędzie – z wykluczeniem włącznie. Chciałbym tym postem zdementować nieprawdziwe informacje rozsiewane przez przedstawicieli parafii po to by podtrzymać strach swoich wiernych.
Po pierwsze: w świetle prawa tak świeckiego jak i kanonicznego mamy prawo zażądać pisemnego uzasadnienia każdego postępowania prowadzonego przez jakiegoś księdza w celu wykluczenia nas z życia kościoła. Jeśli ksiądz jest na tyle uparty, żeby go nam nie dać należy się z tym zwracać do jego zwierzchników uzasadniając jednocześnie cel takiej prośby.
Po drugie: W przypadku gdy ksiądz odmówi udzielenia nam sakramentu małżeństwa, a nasz/a partner/ka pragnie mieć ślub kościelny będziemy zmuszeni niestety wówczas odłożyć termin ślubu na kolejny rok, ponieważ procedura, którą zaraz opiszę właśnie tyle trwa. Według prawa kanonicznego Kościół nie ma prawa odmówić ponownego wstąpienia do jego grona osobie, która świadomie odmówiła uczestnictwa w jego życiu. Chyba, że zostanie nam udowodniony grzech śmiertelny na miarę oddawania czci szatanowi. Wówczas nie ma żadnej szansy już. W sytuacji gdy ksiądz odmawia udzielenia sakramentu małżeństwa danej osobie zasłaniając się np. tym, że nie przyjmowała ona co roku księdza po kolędzie należy jeszcze tego samego dnia, w którym się o tym dowiemy złożyć do kancelarii naszej parafii akt apostazji. Jest to akt dobrowolnego wystąpienia z życia kościoła. Jeśli nasza sprawa zostanie od ręki załatwiona to można wówczas od razu wnieść wniosek o ponowne przyjęcie do grona kościoła na zasadzie “syna marnotrawnego”. Rozpatrzenie właśnie tego wniosku może spowodować konieczność przesunięcia uroczystości zaślubin na kolejny rok, ale za to wówczas mamy otwartą drogę do zawarcia związku małżeńskiego, bowiem jak już wspomniałem kościół nie ma prawa nam odmówić przyjęcia takiego wniosku i rozpatrzyć go negatywnie. Według ustanowionego przez siebie samego prawa kanonicznego rzecz jasna. Co prawda możemy zawsze liczyć na życzliwość księdza ale jest bardziej niż pewne, że przez to budżet przeznaczony na tę okoliczność może być poważnie nadszarpnięty, ponieważ jak wiadomo wiara i droga do zbawienia w Polsce kosztuje. I to nie małe pieniądze.
I wreszcie po trzecie: Jeśli chodzi o pogrzeb. Tu sprawa jest o wiele bardziej prostsza, a to dzięki zapisom w konkordacie, które jako jedyne chyba bronią naszego interesu w kwestii relacjii Państwo – Kościół. W zakresie pogrzebu Kościół zobowiązał się do przestrzegania prawa polskiego i ustanowienia go wyżej niż jego własny kanoniczny. Do sedna: W przypadku gdy w danym mieście nie ma cmentarzy komunalnych, a są tylko katolickie, wówczas kościół ma obowiązek przyjąć ciało do pochowania, a taka właśnie ma miejsce sytuacja w naszym mieście. Nawet nasz siedlecki “ojciec Rydzyk” i biznesmen zarazem – ks. N – zarządzający siedleckimi cmentarzami nie ma tutaj nic do powiedzenia i musi się podporządkować powszechnie obowiązującemu prawu.
Jeśli zaś chodzi o chrzciny to doradzałbym, aby dać możliwość wyboru kościoła (wiary) naszemu dziecku jak dorośnie. W końcu kościół katolicki nie ma monopolu na wiarę w jedynego Boga. Nawet co zaicne w naszym kraju. Ja swojemu dziecku dam taką możliwość wyboru.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia.
Od kolędy do zmartwychwstania
Z uwagą przeczytałem to wszystko co Czytelnicy napisali w sprawie Kościoła katolickiego i tzw. kolędy oraz innych zagadnień związanych z uczestniczeniem we wspólnocie parafialnej. Najbardziej zaciekawił mnie post Siedlczanina, gdyż opisał nim kilka ważnych rzeczy wypływających zarówno z zasad biblijnych jak również z prawa kanonicznego i powszechnego. I to jest najbardziej miarodajne, a nie wszystkie stereotypy czy strachy na Lachy, od których w części wypowiedzi aż się roi.
Jednocześnie wypowiedź Siedlczanina każe zabrać mi głos w tej dyskusji i zapytać: A po co te wszystkie alpejskie kombinacje z apostazją i in. kruczki prawa kanonicznego?
Ja uważam tak: skoro jestem człowiekiem wierzącym w Boga w sposób przedstawiany przez kapłanów Kościoła katolickiego i jego pisma oraz dokumenty, skoro jestem członkiem wspólnoty parafialnej, to po pierwsze przyjmuję na siebie określone obowiązki i określone prawa. Prawem jest to, że mogę przyjąć w kościele sakrament komunii, sakrament małżeństwa, umożliwić przyjęcie dziecku sakramentu chrztu czy komunii, a sobie umożliwić (przez swoje życie) prawo do katolickiego pogrzebu. Za to mam obowiązki dokładnie określone przede wszystkim w przykazaniach bożych i kościelnych, a także w innych pismach Kościoła, włącznie z ustaleniami Katechizmu, Prawa kanonicznego, czy opracowaniami papieży.
Niestety, Kościoła, w tym: i księży, i biskupów, i papieży nie omijał nigdy swoisty religijny relatywizm. Tak było w wiekach średnich, tak jest i teraz. Może przykład z Galileuszem nie jest dobry, bo może rzeczywiście ówczesny papież był pod względem fizyki i astronomii ciemny jak tabaka w rogu, ale proszę… tacy papieże z rodu Borgiów. Albo tacy, którzy ogłaszali się antypapieżami. Ile oni musieli mieć w sobie odwagi, by powiedzieć dotychczasowym zasadom Kościoła – NIE. I żyć po swojemu.
A my? Iluż katolików co niedziele klepie bezmyślnie słowa: “wierzę w ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny”, a zapytani czy wierzą w to, że ich ciało, które po śmierci rozleci się w proch, w dniu paruzji znowu będzie ciałem, pukają się w głowę i doradzają wizytę u psychiatry, albo uciekając od konkretnej odpowiedzi twierdzą, że czepiam się, żem jest jak Faryzeusz dopytujący o liczbę aniołów mieszczących się na ostrzu szpilki. No to moi kochani, po co to okłamywanie siebie i innych? Skoro nie wierzycie w jeden z dogmatów zastanówcie się też nad innymi. Zastanówcie się czy przynależycie do Kościoła katolickiego dlatego, że wierzycie w to co on objawia (no niby objawił wszystko Bóg, ale my mamy na co dzień do czynienia raczej z jego posłannikami, czyli księżmi z parafii) i kultywuje i dlatego należycie do wspólnoty parafialnej, czy raczej dlatego, że fajnie jest mieć ślub w kościele, gdy zagrają organy, zapłonie światło w bogatych żyrandolach i świece na ołtarzach? Bo to wywrze na nas reakcje psychiczne? Ktoś się poczuje ważny, komuś ze wzruszenia łzy polecą? Kamerzysta wszystko nagra i będzie można znajomym pokazywać…
Napisałem tylko jednym z możliwych podejść. Ich może być masa. Nie musi ten relatywizm iść aż tak do głębi. Moze ktoś rzeczywiście w chwili jakichś kościelnych uroczystości czuć jakiś związek ze wspólnotą, może nawet z Bogiem… Ale jeśli tak, to dlaczego zaraz po uroczystościach o obowiązkach katolicy zapominają? Obowiązkiem katolików jest utrzymywanie więzi we wspólnocie, a nawet utrzymywanie swoich świątyń i parafii. Jeśli mierzi Was płacenie datków Kościołowi (w jakiejkolwiek formie – także tej kolędowej), jeśli po głębszym zastanowieniu się dochodzicie do wniosku, że nie wierzycie w Boga w sposób przedstawiany przez Kościół katolicki, albo nie wierzycie w niego wcale, miejcie tyle odwagi, by powiedzieć NIE ze wszystkimi konsekwencjami (które wcale nie są straszne – można normalnie żyć poza strukturą parafii). Wszystkim będzie łatwiej. Katolikom – bo oczyszczą się z ludzi będących w ich wspólnotach ze względów czysto partykularnych, albo dlatego “Bo tak wypada, bo taki jest obyczaj”. Łatwiej będzie innowiercom, agnostykom, ateistom także. Bo może wreszcie w praktyce nastąpi wyraźny rozdział państwa i Kościołów, ze szczególnym uwzględnieniem rozdziału państwa i Kościoła katolickiego. Teraz w wielu przypadkach poważnych rozmów na ten temat sprawa sofistycznie sprowadzana jest do twierdzenia, że kapłani i wierni Kościoła mającego największy w kraju odsetek przynależności ludzi, mają prawo wypowiadać się w sprawach społecznych. A narzucać swoją wolę mniejszości też? No ale to już zupełnie inny problem i kolędy nie dotyczy.
To by było na tyle.
Ja tu nie bronie…
Jestem człowiekiem wierzącym i praktykującym. Twierdze również że jak nie ma się pieniędzy aby zapłacić za wizytę księdza, to mozna nie zapłacić, nie powinien nic mówić, gdyż pensje swoją ma. A jeżeli ktoś chce dać 10 czy 200 zł to jego sprawa. A te 3 – 5 minut jest śmieszne, ale gdyby po godzinie posiadział u każdego z mojej ulicy to by zajęło mu to 30 godzin 20 minut na przejście, więc około 4 dni. :]
To zależy od samego księdza..
To zależy od samego księdza, jego podejścia do parafian. W tym roku chodził ksiądz, który w każdym domu był minimum 25 minut, tak, tak, ksiądz z powołania, super się z nim rozmawiało, to nie było tak jak rok czy 2 lata temu typowe odbębnienie tylko prawdziwa kolęda jaka powinna być. Byłem mile zaskoczony.