Z historykiem literatury, badaczką literatury romantyzmu dr Marzeną Kryszczuk z Akademii Podlaskiej rozmawia Dariusz Kuziak
– Podczas podsumowania Roku Herberta w Siedlcach wygłosiła pani referat „Miłość Pana Cogito”. Dlaczego zadała sobie Pani tyle trudu, by szukać jej akurat u Herberta, gdzie jest jej tak mało? – Współczesna poezja w ogóle mało ma do powiedzenia na ten temat. Nie tylko Herbert. Gdzie jest więcej o miłości? U Szymborskiej? ***
– Może romantycy powiedzieli o miłości już wszystko. Trochę dodał Tetmajer… – … i temat został wyczerpany? – Taki chłopak mógłby przynajmniej powołać się na wielką tradycję romantyczną. A gdyby ona chciała zwrócić się do niego? – Może nawet miałaby łatwiej, bo to poetki bliższe naszym. Ale wśród wielkich twórców polskiego romantyzmu nie ma kobiet. A to podobno mężczyźni mają problemy z wyrażaniem swoich uczuć… ***
– Z badań psychologów wynika, że wbrew potocznym sądom mężczyźni zakochują się częściej i przeżywają miłość intensywniej niż kobiety. Trudniej się też odkochują i bardziej cierpią, gdy miłość utracą. Liczba samobójstw z powodu miłosnego zawodu jest wśród mężczyzn kilkakrotnie wyższa niż u kobiet. Kobiety są w miłości bardziej pragmatyczne. To się chyba potwierdza w literaturze romantycznej?
– Nie polemizowałabym z tą opinią. Bardzo możliwe, że tak jest.
– Czy to nie właśnie kobiety zaczęły sprowadzać swoich romantycznych bohaterów na ziemię? Kiedy Telimena zaręczyła się już z Rejentem, Hrabia skarży się „Dawniej w uczuciach twoich byłaś poetyczną / A teraz mi się zdajesz całkiem prozaiczną”. A kiedy namawia, ją by jak kiedyś, ich serca krążyły wokół siebie jak gwiazdy, dostaje krótką odpowiedź: „Dość już tego (…) nie jestem planetą / Z łaski Bożej! Dość, Hrabio, ja jestem kobietą”. W „Beniowskim” Słowacki naśmiewa się z romantycznego młodziana… ***
– Czy nie jest tak, że ta konwencja romantyczna jest wygodniejsza dla mężczyzn niż dla kobiet? Nigdy nie prowadzi do żadnych konsekwencji – np. ślubu, małżeństwa. I romantykom to chyba nieźle wychodzi. Bo co by było, gdyby Mickiewicz dostał Marylę za żonę? Zakopałby się w majątku w Płużynach i koniec! Po poecie! – Czy te ich wizje miały wpływ na innych? ***
– To może lepiej, że teraz mniej poeci piszą o miłości? – Jak Orcio z „Nie-Boskiej komedii”… – O miłość coraz trudniej w poezji. Ale wciąż stanowi główny temat większości książek. Jest stałym tematem literatury popularnej, romanse są chętnie czytane, zwłaszcza przez panie. – Jak w bajce… i żyli długo i szczęśliwie. ***
– Co było więc celem romantyków? – Romantycy obywali się bez dotyku? Wystarczało im, że byli „wzrokowcami”? – …namacalna. – Niech to będzie pointa, bo nam się kartka kończy.
– Nie jestem badaczem poezji Herberta. Ten okolicznościowy referat miał charakter popularnonaukowy, był skierowany do młodzieży. Wiersz Zbigniewa Herberta „Różowe ucho” był kiedyś dla mnie ważny, bardzo mnie wzruszał. Postanowiłam sprawdzić, co Herbert miał jeszcze do powiedzenia o miłości. Kiedy sięgnęłam głębiej, trochę zdziwiło mnie, że tak rzadko o niej pisał.
– To prawda. Współczesna liryka, w przeciwieństwie do romantyków, unika miłosnych wyznań. O miłości raczej się, niejako przy okazji, opowiada. Ostatnie tomiki na przykład Jarosława Marka Rymkiewicza czy Urszuli Kozioł mówią raczej o śmierci niż o miłości. To może oczywiście wynikać z wieku tych autorów, ale i młodsi chyba nie piszą wyznań.
– … Gałczyński, Baczyński…
– Nie wiem. Trudne pytanie. Temat pewnie nie został wyczerpany, ale może skończyło się zapotrzebowanie na wzniosły język. Język romantyków wydaje się obecnie zbyt koturnowy, podniosły, a więc trochę śmieszy. Gdyby chłopak chciał przemówić do dziewczyny językiem Mickiewicza czy Słowackiego, nie wiem, czy wiele zyskałby w jej oczach.
– Ona mogłaby przywołać na przykład Marię Pawlikowską-Jasnorzewską, Halinę Poświatowską albo Annę Świrszczyńską.
– Tak naprawdę mówimy o czymś, co określa się mianem płci mózgu. Poeci mężczyźni (tak sobie myślę) mają w sobie pewnie więcej tego „kobiecego” mózgu, skoro łatwiej wypowiadać im uczucia. Trzeba jednak pamiętać, że czym innym jest wyrażać się w poezji, czyli w pewnej formie, konwencji, a czym innym w życiu. Tradycja tej męskiej uczuciowej powściągliwości jest u nas bardzo silna. Mężczyźni nie są mniej wrażliwi, ale jako chłopcy bywają wychowywani wedle wskazówek, że „mężczyzna nie płacze”, „musi być silny”, „ma działać, a nie mówić” – wymieniam najbardziej obiegowe. Choć teraz to się trochę zmienia…
– W „Beniowskim” Słowacki świadomie odwraca romantyczne i sentymentalne schematy. To nie Beniowski porywa kochankę, ale on zostanie porwany. I to Aniela wyznaje mu miłość, a on stoi jak ekonom, zawstydzony, „że nie wie, jak to mówić romansowie”. Bardzo zabawna scena. W IV części „Dziadów” Mickiewicz daje nam najdoskonalszy obraz miłości romantycznej, a Słowacki
w „Beniowskim” obnaża ów wzorzec, pokazuje, że to tylko konwencja.
– Badacze od dawna to wiedzą: gdyby związek Mickiewicza z Marylą Wereszczakówną skończył się inaczej, byłaby to klęska dla polskiej literatury. Pozostaje pytanie, na ile to, co pokazał nam Mickiewicz, miało związek z rzeczywistością, a na ile było fantazją poetycką. Romantycy często kreowali swoje życie zgodnie z literackimi wyobrażeniami.
– Już Gustaw w „Dziadach” mówi o „książkach zbójeckich”, które zatruły mu duszę. A dzieła samego Mickiewicza pełniły taką funkcję wobec rzesz jego czytelników. Po opublikowaniu „Wertera” Goethego w Europie rozlała się fala samobójstw. Ten wzorzec romantycznej miłości długo pokutował w kulturze, był naśladowany.
– Jestem daleka od tego, by tęsknić w życiu za wzorcem romantycznej miłości. To może być ciekawe
w literaturze, ale nie w życiu. Nie wiem, czy czytanie w myślach kochanka, odgadywanie jego pragnień i nawzajem może być interesujące. Ten mój sceptycyzm dotyczy w ogóle romantycznych wzorców. Na przykład romantyczne dziecko – zaczytane
w książkach, z których niewiele rozumie – wątłe i blade, żyjące na pograniczu życia i śmierci, chore…
– Właśnie! Zupełnie nie do życia. Wrażliwość dziecka jest dobrą cechą, ale bez przesady.
– Jest zapotrzebowanie na książki o tym, co dzieje się między kobietą a mężczyzną, to oczywiste. Czytelnicy potrzebują szczęśliwych zakończeń.
– Za to zupełnie inaczej niż u romantyków. Im nie zależało na happy endzie. Szczęśliwy finał nie był ich celem. Małżeństwo – co zostało wyraźnie powiedziane w IV części „Dziadów” – to grób miłości. Dosyć to perwersyjne.
– Chwila, która miała się rozciągać w wieczność, w której następowało romantyczne porozumienie dusz, gdy mężczyzna i kobieta odczuwają myślą i sercem to, co dzieje się w nich. W ideale nie potrzebowali nawet słów. Na ogół nie było przy tym kontaktu cielesnego, czasem pocałunek. I chyba z jednym wyjątkiem: jak odkryła prof. Alina Kowalczykowa w „Śnie srebrnym Salomei”, Słowacki zasugerował – bo nie powiedział tego wprost – że bohaterka jest w ciąży. Ale Słowacki wyraźnie przekraczał romantyczne konwencje.
– Mężczyźni, zarówno dziewiętnastowieczni, jak i współcześni, podobno w ogóle są wzrokowcami. W tym przypadku wynikało to jednak raczej z konwencji epoki, w której nie wypadało przekraczać pewnych granic. Nie przypadkiem kobiety porównywało się zwykle do aniołów. A anioł to istota nie do końca…
– I nie do końca płciowa. Anioły to chyba istoty androgeniczne. Ale z tego porównania do anioła wynika, że na kobiety się patrzyło, podziwiało…
– Dla Herberta – jak pani dowiodła w referacie „Miłość Pana Cogito” – istotą i wyrazem miłości jest dotyk, czuły dotyk.
– Na pewno nie jest przypadkiem, że dotyk pojawia się w wierszach Herberta tak często. Zgadzam się z Herbertem, że mówić o miłości, nie ocierając się o banał, jest trudno. Miłość w ogóle jest trudna. A dotyk jest prawdziwy…