Był pijany i pod wpływem narkotyków. W wypadku, który spowodował, zginął 23-letni Paweł.
Sąd Okręgowy w Siedlcach utrzymał w mocy wyrok Sądu Rejonowego. Pijany sprawca śmiertelnego wypadku spędzi 8 lat w więzieniu i dożywotnio straci prawo jazdy. To jeden z surowszych wyroków w naszym regionie. Kara jest wyższa niż wnioskował prokurator.
W wypadku pod Mokobodami zginął 23-letni Paweł Sawicki.
– Czy jestem usatysfakcjonowana wyrokiem? – zastanawia się matka Pawła, Monika Markowska. – Nie. Nigdy nie będę. Żadna kara nie zwróci mi syna.
Monika Markowska zdaje sobie sprawę, że jest to jeden z surowszych wyroków, jakie w polskich realiach dostają sprawcy podobnych wypadków.
– Mam nadzieję, że każdy kolejny będzie podobny, by wyeliminować ze społeczeństwa ludzi, którzy mają za nic życie ludzkie. Tych, co narażają nas na utratę życia lub zdrowia na długie lata. Mam nadzieję, że prawo w Polsce w niedalekiej przyszłości się zmieni, a tacy przestępcy będą traktowani należycie przez nasz wymiar sprawiedliwości, czyli jak zabójcy.
Dla pani Moniki i jej rodziny prawomocny wyrok kończy pewien etap w życiu. Czas od wypadku do wyroku dla niej i dla sióstr Pawła był traumatyczny. Tym bardziej, że w niewielkich Mokobodach ktoś celowo rozpowszechniał plotki o tym, że Paweł był pod wpływem alkoholu i sam przyczynił się do wypadku. To było wierutne kłamstwo. Ale podsycało je to, że sprawca miał we krwi ponad 2,1 promila alkoholu, a nie został aresztowany. Prawo jazdy zatrzymano mu dopiero około 9 miesięcy po wypadku.
– Najważniejsze dla mnie było oczyszczenie dobrego imienia mojego syna i to wykazałam bezsprzecznie. Mój syn niczym nie przyczynił się do wypadku. Jest niewinną ofiarą pijanego i naćpanego kierowcy. Dziękuję wszystkim, którzy zawsze w to wierzyli i wspierali mnie w tych trudnych chwilach. Nasz dramat się nie skończy nigdy, ale zakończenie procesu daje chociaż pewność, że przez kilka najbliższych lat nie natknę się na tego, który zabił mi syna. Życzę mu, by zrozumiał swój czyn i zmienił swoje życie. Moje córki i ja chcemy już w spokoju nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości, bez syna i brata.
CUDU NIE BYŁO
Do wypadku doszło 20 września
2019 roku na drodze pod Mokobodami.
Paweł miał urlop. Pomagał koledze
przy naprawie samochodu. Kolega
nawet nagrał filmik… To było ostatnie
nagranie z Pawłem. Wieczorem przyjechał
do domu, odpoczywał. Przed
godz. 21 zadzwonił telefon. Paweł wyszedł,
a po kilkunastu minutach Monika
Markowska usłyszała syreny wozów
strażackich. Próbowała dodzwonić się
do syna, ale ten nie odbierał. Wsiadła
w samochód. Pod Mokobodami
zobaczyła rozbite auto syna. Jego właśnie
zabrała karetka do szpitala.
Gdy pani Monika dojechała do
szpitala, Paweł był na bloku operacyjnym.
Lekarze kazali się jej modlić,
bo tylko cud mógł go uratować. Mimo
dwóch operacji zmarł. Nie pobrano
nawet organów do przeszczepu, były
zmasakrowane.
Operowany był również sprawca
wypadku. Leżał obok Pawła. Pani Monika
znała go, bo mieszkali w tej samej
nia wypadku był oskarżony, który
na prostym odcinku drogi zjechał
na przeciwny pas ruchu i zderzył
się z prawidłowo jadącym samochodem
Pawła Sawickiego. Sędzia
podkreślał, że w organizmie oskarżonego
wykryto znaczne ilości alkoholu
i narkotyków, jak również kofeiny,
co miało oznaczać, że oskarżony
miał świadomość stanu, w którym
się znajduje i próbował „wytrzeźwieć”.
Dopiero na ostatniej rozprawie
oskarżony przeprosił za swoje zachowanie
i mówił, że żałuje tego, co zrobił.
Wyrok zapadł: 8 lat pozbawienia
wolności. Maksymalny wymiar kary
za to przestępstwo to 12 lat. O tyle
wnioskowała matka Pawła Sawickiego
ze swoim pełnomocnikiem. Prokurator
domagał się 6 lat pozbawienia
wolności, a oskarżony prosił o 3 lata.
Sprawca ma też dożywotni zakaz
prowadzenia pojazdów. Znamienne
jest to, że sąd rejonowy zdecydował
o natychmiastowym aresztowaniu
oskarżonego, prosto z sali sądowej.
Ale oskarżony nie stawił się na
ogłoszenie wyroku. Postanowienie
wysłano więc do policji, która zatrzymała
go po kilku tygodniach. Od tego
czasu przebywa w zakładzie karnym.
Sąd II instancji uznał, że Sąd Rejonowy
w Siedlcach właściwie ocenił
materiał dowodowy w tej sprawie.
JUSTYNA JANUSZ
miejscowości. – Na ręku miał wytatuowane
imię swojego dziecka. A mój syn
właśnie umierał – wspomina. Badania
wykazały, że ten kierowca miał we krwi
ponad 2 promile alkoholu, a także narkotyki.
– Potem w sądzie wyjaśniał, że
wypalił tylko jednego jointa – mówi
Monika Markowska.
Mężczyźnie usłyszał zarzut spowodowania
wypadku ze skutkiem
śmiertelnym pod wpływem alkoholu
i narkotyków, jak również zarzut
jazdy po spożyciu alkoholu i narkotyków.
Podczas pierwszych przesłuchań
przyznał się do drugiego zarzutu, do
pierwszego nie. Twierdził, że to nie
on spowodował wypadek. W trakcie
procesu próbował udowodnić, że Paweł
nie miał zapiętych pasów, stąd
doznał tak rozległych obrażeń.
– To było kłamstwo – oburza się
Monika Markowska. – Mój syn zapinał
pasy zawsze, nawet gdy miał do
przejechania kilkaset metrów. I opinia
biegłego potwierdziła to: Paweł miał
zapięte pasy.
WINNY JEST JEDEN
Sąd pierwszej instancji uznał,
że jedynym winnym spowodowa
Trzymaj się młody
Musisz sobie stary znaleźć dobrą babę a prawem jazdy.Jak wyjdziesz.Ale szukaj już teraz.