Znajomi mówią
na nią: „Węgielka”.
To od nazwiska.
Ma 18 lat i wszystko,
czego potrzebuje
piosenkarka: talent
wokalny plus dużo
naturalnego wdzięku.
Aleksandra Węglewicz dostała pasję w genach. Jej tata gra na perkusji, akordeonie i fortepianie. Ten ostatni wydaje się być zresztą rodzinnym instrumentem Węglewiczów. Umiłowali go sobie mama i brat Oli, a ona sama ukończyła szkołę muzyczną I stopnia w klasie fortepianu. Bo „Węgielkę” zawsze ciągnęło ku sztuce – od tańca po piosenki. Niedawna kontuzja zmusiła ją jednak do porzucenia pierwszej z tych dziedzin i skupienia się na śpiewie. Pierwsze kroki na scenie stawiała już jako pięciolatka, startując w konkursie piosenki o zdrowiu. Nie myślała wtedy poważnie o śpiewaniu. To przyszło później, gdy poznała Macieja Turkowskiego. – On mnie odkrył i ukierunkował – mówi Ola. Pracują już ze sobą trzy lata. Mają na koncie wiele wspólnych nagród oraz wyróżnień na lokalnych i ogólnopolskich przeglądach poezji śpiewanej. Ostatni sukces Aleksandry Węglewicz to I miejsce w VIII Regionalnym Konkursie Piosenki Francuskiej w Białej Podlaskiej. Siedlczanie kojarzą Olę głównie z poezją śpiewaną, ale jej marzeniem jest związać swoją przyszłość z muzyką jazz-soul i RnB. Mówi, że ten rodzaj śpiewania ma zakodowany w podświadomości. Chociaż przyznaje też, że nie zawsze wychodzi jej to na dobre. – Niejednokrotnie zwracano mi uwagę, żebym nie stosowała ozdobników, bo one są pożądane w muzyce czarnej, ale w poezji śpiewanej raczej niedopuszczalne – mówi Ola. Jej głos pasuje do jazzu, jest niski, lekko zachrypnięty i Ola uczy się robić z nim cuda. Inspiracje czerpie od najlepszych wokalistek na świecie. Najważniejsza jest dla niej genialna Ella Fitzgerald. Dalej wymienia Arethę Franklin oraz współczesne ikony muzyki soul: Beyoncé, Jill Scott i Angie Stone. – Wiele piosenkarek swoją popularność zawdzięcza bardziej temu, jak wyglądają, niż temu, jak brzmią czy śpiewają. Żeby wykonywać jazz czy soul, trzeba umieć perfekcyjnie śpiewać. Kto tego nie potrafi, nie zaistnieje – podkreśla. Maciej Turkowski zastrzega, że o Oli może mówić wyłącznie w superlatywach. – Jej największe atuty? Jest niesłychanie muzykalna, tak pod względem rytmicznym, jak i melodycznym. Prócz tego bardzo twórcza: sama wymyśla głosy, wokalizy – wylicza. Czasem on przynosi piosenkę, a Ola ma własną wizję tego, jak powinien zabrzmieć utwór. Zawsze kusi ją, żeby zrobić coś po swojemu, coś od siebie dodać.
Zawsze była duszą artystyczną. Gdyby nie przebyta niedawno operacja kolana, może nawet zostałaby tancerką. Ale został jej tylko – i aż – śpiew.
Śpiewa w trzech językach: polskim, francuskim i angielskim. Jest osobą doskonale wyedukowanej muzycznie. Ma bardzo dobre wzorce. Na jej półce z płytami znajdziemy zarówno Milesa Davisa, jak i ukochanego Fryderyka Chopina. Mówi, że to tata zaszczepił w niej umiłowanie jazzu i zaraził starszymi piosenkami. – Do dziś chętnie słucham Kaliny Jędrusik czy „Niebiesko-Czarnych” – opowiada. Już jako mały szkrab chodziła z tatą na „Jazz Standard’s Festival” i podpatrywała sławy muzyki synkopowanej. Jazzowa pulsacja zawsze była obecna w jej życiu i chciałaby, żeby tak pozostało. Tak jej dyktuje serce.
Ola wie o tym doskonale, dlatego wysoko stawia sobie poprzeczkę. Ma w głowie projekt koncertu z piosenkami jazzowymi, który bardzo chce zrealizować. To musi jednak poczekać. Teraz całą swoją uwagę skupia na nauce – jest uczennicą „Królówki”, w tym roku czeka ją matura. Co dalej? Wybiera się na psychologię w Warszawie, po cichu marzy też, że może kiedyś uda się jej dostać na wydział wokalny i jazzu Akademii Muzycznej w Katowicach.
Maciej mówi, że Ola ma dużo większy talent niż wyniki i lokaty osiągane w konkursach. Jest dobra, ale nie jest, jak inne młode wokalistki, które wygrywają wszędzie, gdzie się pojawią, dzieckiem szczęścia. Czy więc „Węgielka” ma szanse na karierę piosenkarską? – Zważywszy na jej ogromną muzykalność, nie widzę innej możliwości. Oczywiście pod warunkiem, że będzie kontynuowała przygodę z piosenką – twierdzi Turkowski. Również ona sama jest pewna, że zwiąże swoje życie z muzyką. Nie wyobraża sobie życia bez sceny. I ja jestem przekonany, że jeszcze nie raz usłyszymy o młodej siedlczance.
Kto jest autorem tekstu?