Wszyscy wiemy, że jest zima, a Siedlce są odśnieżone byle jak. Mimo to nie zniechęca to babć do wkraczania z wnuczętami w sankach na główne ulice miasta w godzinach szczytu, ani nie odstrasza osób wolących chodzić własnymi ścieżkami niż po pasach dla pieszych.
Kilka dni temu, tuż przed godziną 16.00, jedna z babć długo wahała się: wejść, czy nie wejść na przejście dla pieszych na ul. Piłsudskiego. Gdy dojechałam do zebry, stała jeszcze na chodniku. Tylko przejechałam pasy, usłyszałam dźwięk, który przyprawił mnie o gęsią skórę. Zobaczyłam w lusterku, że starsza pani nie była sama, tylko z wnuczęciem na sankach i właśnie wciągnęła metalowy pojazd na czarną nawierzchnię jezdni. Nie chodzi mi tylko o ten dźwięk – kwestia ucha lub przewrażliwienia – ktoś powie. Każdy ma swoje ucho melomana – dorzuci inny. O pomyślunek mi chodzi. Zebra była bez świateł. Szczyt komunikacyjny w pełni. Czy starsza pani na pewno musiała szarpać się o tej porze na przejściu bez świateł (tuż przy skrzyżowaniu z Wałową) z sankami? Kilka metrów dalej miała przejście ze światłami. Niby nic, a jednak trochę bezpieczniejsze. Popsioczyłam pod nosem na tamtą babcię, to dziś miałam spotkanie z kolejną. Tym razem na oświetlonym przejściu dla pieszych na ul. Monte Cassino. Dzisiejsza babcia też długo nie mogła się zdecydować, w którym momencie wejść na jezdnię. Na tyle długo, że gdy zaświeciła mi się zielona strzałka (skręcałam z Monte Cassino w prawo w Warszawską), wciąż stała na chodniku. Ruszyła, gdy zobaczyła, że jadę. Ponieważ ul. Monte Cassino jest szeroka, gdy przejeżdżałam zebrę, babcia była jeszcze spory kawałek od mojego pasa ruchu. Mimo to usłyszałam: "K…a!!!, gdzie się pchasz!!!".
Ze swojej strony babciom, które "koniecznie" muszą wnuczęta na sankach przez główne ulice miasta przeciągać w godzinach szczytu, powiem tak: wolałabym wziąć dziecko na ręce i przeciągnąć puste sanki, niż szarpać się z wnuczkiem w sankach i jak na złość odśnieżoną drogą.
Ktoś powie: nie musisz jeździć, możesz chodzić. Mogę. Chodziłam przecież tyle lat, a jednak nie wpadłam na taki pomysł jak pani, która przechodziła sobie w godzinach szczytu przez ul. Warszawską w miejscu, w którym przejścia dla pieszych nie było nie tylko na ulicy, ale nawet wydeptanego w śniegu. Pani ta po szczęśliwym dotarciu na drugą stronę ulicy doszła do wniosku, że jednak nie będzie tą pierwszą, która przebije się przez dziewiczą zaspę i… tak jak stała przodem do zaspy, a tyłem do ruchu ulicznego, zaczęła szykować się do wycofywania się rakiem na pozycję wyjściową (!).
popieram wszystkie spostrzeżenia
Ostatnio, idąc pieszo, zatrzymałam się przed zebrą, bo jechały samochody, a że było ślisko, nie chciałam ryzykować wtargniecia na jezdnię. Za mną szła babcia, która jeszcze mnie popychając powiedziała “idziemy, idziemy zatrzymają się..” i bez zatrzymania i bez rozejrzenią się wlazła na jezdnie. A później kto jest winny? Oczywiście kierowca. Nie ważne, ze szanowna babcia bezmyślnie wtargnęła na ulice… Porażka.
ma pani rację
Jeszcze, jeszcze bym rozumiał, jak by droga była zaśnieżona (padał świeży śnieg), ale tyle dni po ustaniu opadów drogi (wreszcie, albo patrząc z perspektywy realiów warszawskich dopiero) czarne, a takie babcie ciągną sanki po jezdni – raz, że ciężko, dwa – dużo hałasu robi i to wcale nie kwestia przewrażliwienia Pani, proszę Mi wierzyć, każdemu by to przeszkadzało, gdy zapewne metalowe płozy (bo plastikowe są rzadko spotykane) trą o asfalt. Trzy – trąc tak sankami ściera farbę z pasów, które i tak są juz “zmaltretowane przez koła boksujące w miejscu (bo miasto żałowało na sól do posypania przejść czy skrzyżowań) ktoś powie – na wiosnę odmalują – może i tak, tylko z tym malowaniem to tez im idzie jak po grudzie, bo jest tylko jedna ekipa do malowania (czyli nawet mniej niż pługów), ale to taka dygresja, co do oznakowania poziomego, którym bądź co bądź też trzeba by było się przyjrzeć, ale to dopiero na wiosnę :)) A co jeszcze chciałem powiedzieć a propos tej babci na Monte Cassino u wylotu w warszawska skoro miała Pani zieloną strzałkę, a starsza pani jak wnioskuje z tekstu, nie kwapiła się do przechodzenia, mogła pani (oczywiście po upewnieniu się, że nikt nie jest na pasach) mogła pani wykonać manewr skrętu w prawo. Swoją drogą zauważyłem, że starsze panie mają problem z nazwę to infrastrukturą drogową, np. świeżo po uruchomieniu sygnalizacji świetlnej na wylocie 10 lutego w Piłsudskiego starsza pani szła sobie jak gdyby nigdy nic i (przypuszczam) zaczęła przechodzić (powiem więcej wtargnęła na przejście dla pieszych na czerwonym świetle tuz przed nadjeżdżające pojazdy na ulicy Piłsudskiego. Ja stałem sobie po drugiej stronie jedni i czepliwie czekałem na zielone (oczywiście wcisnełem przycisk, jak by się, kto pytał) i wszystko doskonale widziałem. Dobrze, że było jeszcze w miarę ciepło i sucho, jezdnia była sucha, że samochody zdołały ledwo, ledwo wyhamować na lodzi, nie miałyby żadnych szans. Ta wystraszona przeleciała szybko na druga stronę. Ja tylko zapytałem grzecznie, czy to pani życia nie szkoda i czy nie warto było nacisnąć przycisk i chwilkę poczekać, na co ona, że przeprasza, żee nie zauważyła, że juz światła działają, że szła na pamięć i się na przystanek spieszyła. Ja jej mówię: pani mnie nie przeprasza, bo nie ma za co, tylko sama siebie, bo życia szkoda, a kierowca by nawet mandatu nie dostał, bo to było ewidentne wtargniecie wprost pod jadący prawidłowo samochód. Tyle ode mnie. Niestety, na jezdni potrzebna jest rozwaga i skupienie zarówno kierowcy, jak i pieszego.
dobre
– dodam coś z wczoraj (18.01.2010) – Opole, godz 17-18, na tej czesci nie ma oświetlenia (kończy się w Iganiach) – droga wąska (bo przecież trzeba było zrobić chodniki i kilkumetrowe rowy) – ruch duży w obie strony – wiadomo – więc i światła ciągle w oczy – a tu ni z tego, ni z owego wyrasta mi przed oczami taka oto karawana – matka (chyba), przed nią wózek (duży taka gondola) – zapewne z bobasem w środku, a obok niej od strony ulicy(!!!) jeszcze jedna pociecha (pewnie ze 3-4 lata) – pani spacerowała sobie ulicą, bo jest odśnieżona (zapewne), a po chodniku musiałaby się trochę pomęczyć po śniegu. Po prostu kompletny debilizm. Czy komuś, kto choć raz jechał samochodem w takich warunkach, przyszłoby do głowy, żeby iść taką ulicą z dwojgiem dzieci tylko dlatego, że jest wygodniej???
Do Borysa
A czy Ty próbowałeś się przebić choćby 200 m po zaśnieżonym chodniku? Zdaje się, że nie! Spróbuj, a później ocenisz! Ja zrobiłam bym dokładnie to samo! Z 3, a nie 2 dzieci!
do
Ja wolałabym pomęczyć się, idąc zaśnieżonym chodnikiem (i nie raz chodziłam), niż stracić chociaż jedno dziecko na takiej ulicy. A później pretensja do kogo? Do kierowcy…Gratuluje wyobraźni!!!
do Mamy
rób jak chcesz, ale ja wiem jedno – pieszy nie ma szans z samochodem – przez te kilkaset tysięcy kilometrów, które przejechałem, widziałem już bardzo wiele celofanowych worków z dzielnymi piechurami w środku… ( a następnym razem, jak coś takiego zobaczę, to dzwonię na policję i będę domagał się mandatu dla takiej matki za narażanie życia dzieci)
do wszystkich
Miło mi, że macie podobne spostrzeżenia do moich. Zawsze to jednak raźniej, gdy się wie, że są osoby, które myślą podobnie. 🙂 Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
do Zimowe spostrzeżenia drogowe młodej kierowcy
Czytam komentarz borysa i tak sobie myślę, że to może o mnie napisał, bo i okolica moja, i zdarzyło mi się ze dwa razy tak zrobić… Wiem, że to nie było bezpieczne, ale mam 1,60 i ważę 50 kg i nieść wózek przez zaspy z dzieckiem oczywiście i jeszcze drugie pod pachę, to wyczyn ponad moje siły. Ktoś może powiedzieć żeby nie wychodzić z domu ale starsze dziecko chodzi do szkoły i zaprowadzić trzeba… Może mu zrobić ferie zimowe do wiosny??? Należy się chyba zastanowić, dlaczego chodnik nie odśnieżony???I jeszcze jedna refleksja… Idę z dziećmi do szkoły na 8.00 w stronę sp nr 10 (ulicą Warszawską), gdzie chodnik jest połączony ze ścieżką rowerową (dosyć szeroko). Na skrzyżowaniu Warszawskiej z Monte Cassino korek aż do Luxu, więc kierowcy wspaniałomyślnie omijają zator ścieżką rowerową. I ja z tym wózkiem i drugim dzieckiem przy boku co chwilę nurkuję w zaspie do kolan albo i wyżej, bo jeszcze trąbią na nas, bo przejazd blokujemy, a oni do pracy się spieszą. Nie łaska wyjechać 10 minut wcześniej i w korku poczekać ? W końcu wielu czeka… A może jakiś patrol postawić i mandatami budżet zwiększyć, w końcu Państwu się dodatkowe pieniądze przydadzą…Takich spostrzeżeń mam więcej, ale długo by pisać. Niech kierowcy pomyślą, że pieszy też ma swoje prawa…
do czytelniczki
odśnieżanie chodników przed posesjami należy do obowiązków właścicieli posesji… czyli jeśłi mieszkasz w Opolu czy Iganiach to po prostu nie odśnieżyli Twoi sąsiedzi… pozdrawiam
zimowwe spostrzeżenia
Czytam ten komentarz i się dziwię, jak ta Pani otrzymała prawo jazdy. Ja też jestem kierowcą od wielu lat i szanuję pieszego. Jak można mieć pretensje do babci, że ciągnie wnuczka na sankach. Wszystkie przejścia przez ulicę, a szczególnie Piłsudskiego, są z czarną nawierzchnią, więc bez różnicy, czy przejdzie na światłach, czy bez. A dźwigać na rękach wnuczka – powodzenia życzę tej Pani za 40 lat, jak sama bedzie babcią. Nie dziwię się ludziom, którzy nie mają zaufania do kierowców i się wahają, czy wejść na przejście. Co z tego, że mają pierwszeństwo (jak to mówią na cmentarzu jest cała aleja z tymi, co mieli pierwszeństwo). Kierowca z prawdziwego zdarzenia widząc wahającą się osobę zatrzyma się i ją przepuści, a nie wjeżdża na oznakowane przejście.
Tak więc radzę tej Pani kierowcy nie chwalić się takimi spostrzeżeniami, myślę, że gdyby ponownie zdawała egzamin na prawo jazdy, to za takie manewry szybko by nie miała uprawnień do prowadzenia pojazdów.
do Ichd
Jak każda sytuacja, tak i ta ma dwie strony medalu. Zasada ograniczonego zaufania obowiązuje zarówno pieszego, jak i kierowcę. Ja nie wjechałam na przejścia dla pieszych, gdy starsze panie na nich były. I nie było to jakieś wyjątkowe zachowanie z mojej strony. Zbyt długo sama byłam pieszą, zbyt wiele razy spotkałam się z różnymi sytuacjami ze strony kierowców, łącznie z tym, że zostałam potrącona na przejściu dla pieszych właśnie… Nie dlatego, że się wahałam, czy na nie wejść… Pan kierowca w samo letnie południe wjechał na pasy, na których było właśnie kilku pieszych. Podobno był w szoku, wywołanym trudną sytuacją rodzinną i nas nie zauważył. Dlatego tak, a nie inaczej reaguję na lekkomyślność zarówno kierowców, jak i pieszych. Co do tego, że wnuczęta bywają ciężkie – się z Panem zgodzę. Wtedy jednak, zamiast brać je na ręce, można prowadzić za rękę…
Uważajcie!!!
Drodzy piesi! UWAŻAJCIE na auta zbliżające sie do przejść dla pieszych! Mimo tego, ze samochody poruszają sie raczej wolno, bieżcie pod uwage ZNACZNIE WYDŁUŻONĄ DROGĘ HAMOWANIA!!! Jest okropnie ślisko na ulicach!!! i kierowcy mogą nie zdążyć wyhamować przed zebrą!