Przed Justyną leży grubo wypchana teczka. Jej zawartość dorównuje wartości całkiem sporego mieszkania. To zaświadczenia o przebytych kursach i szkoleniach. W tej branży nie sondujesz: czy jeśli zrobię ten kurs, to mnie przyjmiecie? Gadają z tobą, gdy masz papier. A czy i kiedy się przyda, nigdy nie wiesz.
– Jestem drugim oficerem – nawigatorem. Odpowiadam również za DP, czyli dynamiczne pozycjonowanie statku – przedstawia się siedlczanka, Justyna Kobylińska.
Tak, Kobylińska z „tych Kobylińskich”. Jej rodzicami są Iwona i Jerzy, założyciele znanego zespołu Orkiestra Dni Naszych. Córka artystów wybrała skomplikowane życie wilka morskiego. Samotnika. Twardziela. Zazwyczaj jest jedyną kobietą na pokładzie. I wydaje polecenia.
Statek na pozycji
– Moim głównym zadaniem jest utrzymywanie statku w jednej pozycji, również przy pomocy systemu DP. Czyli jestem w stanie zatrzymać statek lub przestawić jego pozycję o kilka centymetrów w zależności od potrzeb i wykonywanego zadania – tłumaczy.
Od półtora roku pracuje na statkach konstrukcyjnych (typu offshore), które zajmują się budową farm wiatrowych. To jednostki przeznaczone do specjalistycznych morskich zadań, także podwodnych prac, jak oczyszczanie dna morskiego pod planowaną budowę.
– Taki statek jest wyposażony w cztery „nogi” o długości 90 metrów każda. Może się na nich unieść nawet o kilkadziesiąt metrów. Nawigator ustawia statek na wymaganej pozycji, a oficer mechanik opuszcza „nogi” i wbija je w dno – opowiada.
No tak. Proste. Ustaw statek, nie drgnij, nie przesuń się o centymetr… Kilkaset ton metalu ma słuchać jednej niedużej kobiety.
Kontrakt na pół roku
Justyna uwielbia swą pracę. Zanim weszła na pokład jednostek specjalistycznych (pracowała wcześniej na statku wiertniczym oraz innych wykonujących prace podwodne, także z użyciem zdalnie sterowanych pojazdów), przez kilka lat pływała na statkach handlowych. Tych pierwszych sześć lat nie było łatwych. Mimo iż brzmi to całkiem romantycznie: z Wenezueli (załadunek towaru) wypływa się do Chin (rozładunek), potem z Meksyku (załadunek) do Europy (rozładunek) i tak dalej. To tak zwane długie przeloty przez ocean. Kontrakty na 5-6 miesięcy.
– Tam bez odpowiedniego nastawienia, poukładania w głowie, nikt sobie nie da rady. No i trzeba lubić tę pracę. Inaczej to męka. Masz 25 osób w załodze, na zamkniętej przestrzeni. Zazwyczaj po dwóch miesiącach ludzie mają siebie dość. Nieważne czy się lubią, czy nie. Brakuje normalnego życia, a za dużo czasu jest na myślenie. A jeszcze gdy rodzina przyśle zdjęcia z grilla… Tymczasem na jednostkach specjalistycznych pracujemy zmianowo: 5-6 tygodni na statku, 5-6 tygodni na lądzie. Pracujemy po 12 godzin dziennie, po których człowiek marzy, żeby pójść już tylko na siłownię, potem pod prysznic i zasnąć. Jesteśmy na najwyższych obrotach mentalnie i fizycznie. Nie ma czasu na myślenie, nie ma czasu na samotność.
Ani referent, ani księgowa…
Kobieta na morzu powoli przestaje być ewenementem. Zachodnie korporacje kładą coraz większy nacisk, by stworzyć warunki pracy dla pań. Ale do tego trzeba mieć jednak wyjątkowy charakter i inne oczekiwania od życia. Bo, na przykład, trudno założyć rodzinę.
– Ja nie musiałam z niczego rezygnować, ta praca była moim marzeniem. Nigdy nie miałam planów, by wcześnie wyjść za mąż, mieć gromadkę dzieci. Chciałam podróżować i robić dziwne rzeczy. Zawsze byłam ciekawa świata.
Może dlatego, gdy zaraz po studiach (magister prawa i administracji ze stosunkami międzynarodowymi) przez rok pracowała w inspekcji handlowej jako referent prawny, o mało nie wpadła w depresję.
– A wcześniej przez kilka miesięcy byłam młodszą księgową w warszawskiej firmie. Czemu tak? Wiadomo, rodzice artyści, więc trzeba mieć „coś normalnego i stabilnego”. Normalne wykształcenie, stabilne zabezpieczenie… Ale to nie było moje miejsce, nie moje życie. Strasznie się męczyłam.
Ostatecznie wylądowała w szkole morskiej w Gdyni. A potem już poszło!
Justyna jest przykładem wodnego człowieka. Uwielbia wszystko, co jest związane z wodą. Pływa, żegluje, nurkuje. Do szczęścia brakuje jej tylko płetw. Kiedyś jakaś wróżka powiedziała jej, że w poprzednim życiu była marynarzem, korsarzem. To by tłumaczyło miłość do filmu „Piraci z Karaibów”. A „Titanic” wywarł na niej takie wrażenie, że kazała sobie kupić książki o statkach i ich budowie.
– Miałam wtedy siedem lat i już czytałam o grodziach i budowie silnika. Chciałam zrozumieć, dlaczego „Titanic” zatonął. Fascynowały mnie techniczne sprawy.
Justyna Kobylińska, drugi oficer DP, uparta Polka, wykwalifikowana i doświadczona oficer żeglugi to także… wyjątkowo piękna kobieta. Ma 36 lat, wygląda jak licealistka i – nawet bez makijażu – jak gwiazda filmowa. Czy nie rodzi to dodatkowych problemów na morzu zdominowanym przez mężczyzn?
– Spokojnie, koledzy są „ogarnięci” i poukładani – uspokaja. – W pracy panuje pełen profesjonalizm. Nie doświadczyłam większych problemów. Zawsze umiałam rozbroić kłopotliwą sytuację tak, aby nikt nie poczuł się urażony. Trzeba być konkretnym, bez kokieterii i jasno dać do zrozumienia, że jesteśmy kolegami z pracy.
Plany ciągle się zmieniają
Justyna śmieje się, że mimo iż niektórym jej droga zawodowa może wydawać się sukcesem, nie jest dobrym przykładem dla innych.
– Moje plany się ciągle zmieniają – rozkłada ręce. Ale kocha tę wolność i niezależność. – W przyszłym roku chcę zrobić kurs na pierwszego oficera – zdradza. – Powinnam to zrobić już dawno – dodaje po namyśle. – Ale nie było czasu.
A gdy już zda te trudne egzaminy (ech, trzeba jeszcze raz powrócić do szkoły), zacznie znowu podróżować dla przyjemności. W planach: Himalaje, Mongolia, miejsca mniej dostępne. Te podróże lubi sama organizować. Plecak, wynajęty samochód lub motocykl i… nikt jej nie wyłączy światła o pewnej godzinie, bo już trzeba spać.
No i w wolnej chwili pokoncertuje z rodzicami. Bo na scenie też czuje się dobrze.
Mariola Zaczyńska
“Nigdy nie miałam planów, by wcześnie wyjść za mąż, mieć gromadkę dzieci. Chciałam podróżować i robić dziwne rzeczy.”
To jest właśnie odpowiedź na niż demograficzny i nie tylko w Polsce, ale w całym zachodnim świecie (czyt. dobrobyt) czyli ZMIANA KULTUROWA SPOŁECZEŃSTWA. Kiedyś niebyło warunków do takich wojaży po świecie, dziś kariera, pasje, hobby, a nie niańczenie dzieci w domu i tu żadne plus 500, 800, miliard jeden złotych, czy kredyty dla młodych, mieszkania itd. nie pomogą i tego nie zmienią, a jedynym ratunkiem dla tego niżu jest imigracja. Takie są fakty.
A bohaterkę podziwiam, bo jak to jest przez około pół roku patrzeć się na bezkres oceanów. Zresztą sam miałem kolegę marynarza, ale już z tego zrezygnował na rzecz bodajże fotografii.
Pozostaje miec nadzieje, ze bedac tak ciekawą osobą, z doswiadczeniem, tak kolo 35 sie zreflektuje ze jednak dzieci to nieodlączny element szczescia. Ja do 35 uciekalem od bycia tatą, a potem – CLIK – i już!!!!
Justyna zdrówka i powodzenia na szerokich wodach. KOLEGA Z KLASY
To bardzo ładna, mądra i dzielna dziewczyna, więc nadawałaby się na synową. Mam fajnego chłopca dla niej.
Redakcję proszę o pomoc.
aleś dał czadu…dajże spokój ;-)))))
łoooohoho współczuję temu chłopcu
publiczne swatanie
raczej nieprzemyślane
chyba ci pięknie podziękuje jak to przeczyta
No super a gdzie kobiecość? Co ta pani na siłę chce pokazać?
a czy ona coś pokazywała na siłę? nie!
czy słyszałeś coś o niej do tej pory? nie!
czy wiedziałeś, że ktoś taki istnieje w ogóle? nie!
TS napisał o niej artykuł – bo takie prawo prasy – i tyle
nie chcesz, nie czytaj – też takie prawo masz
to, że ta Pani wykonuje taki a nie inny zawód to jej sprawa – i takie prawo ma
to również nie przeczy jej kobiecości – oczywiście
no chyba, że ty masz jakieś inne zdanie na ten temat – możesz mieć także
ale nie neguj czyichś wyborów – bo to jej życie, nie twoje
więc – nie podporządkowuj innych względem siebie
wszyscy szczęśliwi? OCZYWIŚCIE! 🙂